top of page

Znaleziono 447 elementów dla „”

  • Grzegorz Tomicki – cztery wiersze

    Zawory Poza tym, nie zamierzam umierać. Ale kto trzyma pieczę nad czyim pragnieniem i po co? Od Góry Ziuty po Przełęcz Żłób własnymi ścieżkami prowadzą mnie nogi: ścięgna, mięśnie i kości (kawałek mnie, choć brzmi jak sekcja). Całą drogę węszę za zgrozą, ale nigdzie jej w świecie zdarzeń nie widzę. Wiadomo, groza jest mną, ja jestem grozą (tak w każdym razie wynika ze zderzeń). Tak w pewnym sensie upływa mi życie w Zaworach. Pod korbką. W innym sensie spływa po mnie jak deszcz. Fen Usiadłem na skale między Tępym Szczytem a Słonecznikiem (czyli w języku) i próbuję otrząsnąć się z sensów fenowych słów. Nie wiesz, co to jest fen? Ten potwór z waty, co siada na górach okrakiem i pełza po nich jak wąż. Jeśli się dobrze przypatrzeć, wyraźnie widać, że jest w tym coś więcej, niż jest, więc zamiast układać zdania z ulotnych abstrakcji, składam do kupy drzewo, kamień i mech. I zabieram się zaraz na Chojnik albo do Karpnik. Z tym że jak zawsze nie wszystek. Nie (tylko ten) sam. Teraz już wiesz. Ptasi Śpiew Chodzę lub jeżdżę, bo przestałem wywracać myśli na nice, obracać czymś niczym (albo dla niepoznaki językiem). W drodze przez Ptasi Śpiew na Górę Ziuty i dalej do Chełmska Śląskiego wypełniam sobą puste kopczyki złożone z nazw, bez zbędnych orzeczeń i okoliczników. Górę Róg zostawiam Bogu i dobrym duchom, z którymi nic na ziemi nie może się równać, więc schodzę w dół. Strumień i fala Mógłbym przewracać się z boku na bok, tymczasem jestem dwa kroki za Łączną, jak zawsze o krok od góry Róg, gdzie biją mnie w oczy okrutne okruszki (to chyba światło, co zgasło) wysyłane przez Zmarłą, światło zaś ma naturę podwójną: płynie przez życie strumieniem i falą na tym strumieniu, przez co jeszcze przed Chełmskiem Śląskim zaczynam wolniej w nim żyć, a szybciej tęsknić do bycia ruchem cząsteczek powietrza na jednej z tutejszych skał, jej fluorescencją, esencją lotnego „my”. Grzegorz Tomicki – elektromechanik urządzeń przemysłowych, doktor nauk humanistycznych. Opublikował tomy wierszy: Miasta aniołów (Bydgoszcz, 1998), Zajęcia (Kraków, 2001), Pocztówki legnickie (Katowice, 2015), Być jak John Irving (Łódź, 2017), Konie Apokalipsy (Wrocław, 2021), Piekło jest wszędzie (Katowice, 2023), monografię naukową Po obu stronach lustra. O twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego (Szczecin-Bezrzecze, 2015) oraz garść artykułów naukowych z zakresu literaturoznawstwa, psychologii i historii. W przygotowaniu tom wierszy Liryka drogi, który ukaże się nakładem wydawnictwa Convivo. Pracuje w Muzeum Przyrodniczym w Jeleniej Górze.

  • Anna Matysiak – wiersze z przylądka

    Cud w Gargano Na górze Gargano, przed grotą, cudem odnalazł się zbiegły byk. Należało wyskubać mu archanioła ze zrogowaceń. Przeżuwać w dni powszednie, w święto łykać. To wszystko trafia do kanałów w misterium wielkiej płuczki. Zrywa się tylko raz: w pękaniu haków, ucieczce z transportu, galopadzie przez miasto, forsowaniu rzeki, pruciu zasieków, z niewiarą w Wielką Chłodnię. Atakama Piasek na skoblu, zaspany altannik, na postoju zaskrońce, nagrzany moment obrotowy. Ratujemy jeże z gorącego asfaltu, nie dojedziemy na pierwszy semestr. Wysokie napięcie Przestałam liczyć obtłuczone izolatory. Przewody rozgryzły język. Tutaj słupy są inne, nieorganiczne, ale mają pakt, trzymają kwity, mnie w garści, odbezpieczone potencjały, żebrowanie. Akcent Nad ranem pytanie o pismo, przytaknąć, że alfabetyczne, w takim razie natychmiast żądanie pozycji, namiarów, diakrytów. Szybko podaj pierwsze, co przynosi język, zanim wysklepi grotę. Druciki Nadzy miedziankowie porzuceni na płytkach Canaveral. Wrócimy po was. wiersze z książki Przeczuwam słodycz (Dom Literatury w Łodzi, 2023) Anna Matysiak (ur. 1967) – autorka książek poetyckich, m.in. Tyle nieznanych ryb (2018), Tiergarten (2019), Wsobne maszynki (2020), Na setkach wioseł (2021), Komandor Rattus (2022) i Pojedynka (2023) oraz zbioru małych próz Spacja. Notatnik redaktorki (2019). Redaktorka, czasem tłumaczka, prowadzi własne wydawnictwo Convivo, zajmuje się fotografią artystyczną.

  • Piotr Gajda – cztery wiersze

    Drzwi do lasu Masz duże ubytki w uzębieniu, Hobbicie. Tak, bo znaczyłem nimi drogę powrotną, żeby nie zabłądzić w lesie jak Tomcio Paluszek, któremu okruszki chleba wyjadły ptaki. Mordoplan Szóste masowe wymieranie gatunków. Państwo łoży na każde dziecko. Jednak już na początku dwudziestego wieku wiele wskazywało na niewesołą przyszłość innych ssaków, ponieważ od tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego roku do roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego nastąpiło podwojenie się liczby ludności świata. W związku z tym należy stymulować wykorzystanie technologii. Wszystko to, co rutynowe zostanie zautomatyzowane. Aktywność ludzi będzie się koncentrować na tych wymiarach, w których jest ich trudno zastąpić, a więc opartych na wyobraźni oraz empatii. A gdyby przyszłe matki zaczęły rodzić cielęta nosorożca czarnego? Dzikiego przedstawiciela ostatni raz widziano w Kamerunie w dwa tysiące szóstym. Pegaz był wizytówką Opoczna Wiemy, z kim chciałeś rozmawiać, i kto od ciebie nie odebrał, ani nie oddzwonił. Człowiek jest fabryką drobnoustrojów. Poeta jest zakładem wiersza. O tym pamiętaj. Spod lodu Nie należy oglądać hollywoodzkich filmów. W fabule A.I. Sztuczna inteligencja jest taka scena: robotyczny niedźwiadek siada na łóżku Dawida i pani Swinton, którzy zasnęli snem wiecznym. Tylko on nie będzie spał. Przez wieki nie zasną – pluszowy miś z dzieciństwa i jego smutek. Piotr Gajda - poeta. Opublikował dziesięć książek z wierszami. Uparty.

  • Krzysztof Siwczyk – sześć wierszy

    Obowiązki moralne Jebać Wypierdalać Można też krzyczeć ciszej Dosadniej Sadistic.pl Zrewoltowane porty USB Nie mogą odnaleźć urządzenia świata Sztuczna inteligencja Dyma Buczę papież Raz jeszcze Nie lęka się Krytyka Władzy Sądzenia Dziennik księgi rodzajów Pierwszego dni nic nie zapowiadało dalszego rozwoju wypadków. Najbardziej zajadłe istnienia walczyły dalej. Nagle nastała cisza. Na horyzoncie zajętym niemym ogniem pojawił się kształt cienia popiołów. Koniec końców zrodził dwa rodzaje ulgi: historię i rozkosz. Skalpy i opiłki wpadały w oko. Przez ekran powtórzenia węglone skóry sięgały nie dalej niż jutro po wszystkim. Rękopisy Biblioteka stoi jak stała w kompleksie edukacji. Na regałach trochę czytanek, elementarz młodego technika, fakty i mity po poprzednim wieku, puste okładki po ćwiczeniach z wiedzy nabytej na lekcji zniknięcia. Młodzi nie chcieli wyjeżdżać, starzy rwali jak perz z chodnika, trzymali się betonu, skrobali denkami butelek zaklęcia: imię plus imię równa się miłość. Wyroki są jednak inne. Nie wrócili po siebie, zostały nieme inicjały: od zawsze do nigdy. Widać ich dziś przez satelity. Wydeptane, wąskie przejścia między grządkami, barwny labirynt na mapie ukształtowania terenu, wreszcie czerwona chorągiewka jak semafor zatknięty na szrocie ciał. Przepuszcza skład dalej i widziadła oddalają się i powiększają do niebotycznych rozmiarów, ruszają się litery, szeroko otwarte hasło dostępu, wszystkie książki płoną w swoim czasie, są z nich ludzie. Allonim Wykon i zgon Porodówka Duże młode Szczujstwo Od rana odnowa Modlitwa Fach w ręku Komitywka Medycyna pracy Liposukcja i sukcesja Nakładki na sracz Mistyka i zapomnienie Wreszcie samo wszystko Jedno pytanie na ustach Za jakie grzechy Tak właśnie Wiersze pochodzą z tomu Ludzie z taksydermii, który ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego w 2024 roku. Krzysztof Siwczyk (ur. 1977) – poeta, eseista. Autor około dwudziestu książek o różnym charakterze gatunkowym, z których ostatnie to Krematoria III (Austeria, Kraków 2022) oraz Sygnał w zenicie (Austeria, Kraków 2022). Mieszka w Gliwicach. fot. Lorenzo Castore

  • Grzegorz Wróblewski – trzy wiersze

    Rafy koralowe Zapamiętaj dokładnie imię, nazwisko i miejsce urodzenia. Zwłaszcza podczas nurkowania wśród koralowych raf. We właściwym momencie podasz swoje dane głodnemu rekinowi. Na pewno się nimi mocno zainteresuje. Pollock/Norwid (rezultaty) Podobnie jest z pisaniem wierszy & tworzeniem akrylowych prezentów dla znudzonych życiem siostrzeńców… Malujesz słowa i masz sen o polujących na sawannach spoconych, dwunożnych przodkach. To się w dawnych & współczesnych definicjach, nazywało: podróżami w przeszłość, czyli wizytami w świecie przerośniętych żółwi. A potem ludzie i tak plują na jedno i na drugie. Sahara Kiedyś natknąłem się na Saharze na osadę, gdzie przebywało kilka biednych rodzin. Ich wielbłądy odpoczywały w dziurawym namiocie. Jedliśmy daktyle… Gwiazdy były na wyciągnięcie dłoni, a my uśmiechaliśmy się do siebie bez słów. Teraz, po wielu latach, gdy obrazy z przeszłości powoli rozmywają się w moim umyśle, nagle wyraźnie widzę niekończący się ocean piasku i przeszywające mnie na wylot spojrzenia tych ludzi. Coś nas wtedy połączyło na zawsze. Grzegorz Wróblewski (ur. 1962) - artysta wizualny, autor książek poetyckich, prozatorskich i dramatów; m.in. Ciamkowatość życia (1992/2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Prawo serii (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy (2006), Noc w obozie Corteza (2007), Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Wanna Hansenów (2013), Gender (2013), Kosmonauci (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018). Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). W Bośni i Hercegowinie Pjesme (2002), w Czechach Hansenovic vana (2018). Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Książka asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022), książka-obiekt z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022). Mieszka w Kopenhadze

  • Piotr Janicki – osiem opowiadań

    Kwiatki W czasie porannej wyprawy na stację pisałem do J. miłosne esemesy. Potem z domu wysłałem mu zdjęcie zlanej herbatą koszulki. Na jej wypłowiałej zieleni machał nam spomiędzy kwiecia bajkowy krecik i dalej nam macha, kręcąc się w pralce jak w diabelskim młynie. Plama herbaty otoczyła kwiatek jak bryła rosy. Gdy wydobyłem się z tego obrazu, jak odpoczywałem! Teraz jestem w świecie, po prostu. Wybuchł i żeby ogarnąć jego wielkość, powinienem chyba przytępiać zmysły, więc tępię je uderzeniami myśli. Nie zostało mi ich więcej, niż na tysiąc lat życia. Mało, jak mało. Jak mało, jak mało. Do dnia 3 Znów muszę zamknąć na noc oczy, więc wsmarowuję do środka resztki cudownej soboty, których nie zdążyłem zeżreć za dnia. Smacznego. Dobranoc. Do dnia 2 Łatwo sprawdzić, ile dla ciebie znaczę. Nie wystarczy, że stawiasz sobie pytania, ale że odpowiesz na pytanie, czy byłbyś zadowolony, gdybym przez sen krzyczał twoje imiona i budził tym krzykiem śpiące wokół mnie rzeczy i zjawiska. Śmierć Wskakuje nagle do wjeżdżającego do snu człowiek jedną, dwiema myślami albo i już snem jakby włączała się do korowodu twarzy znajoma czy może znana jako ostatnia. Mnie wpadła myślą albo i już snem jako uśmiechnięty profil. Czułem, że gdybym krzyknął, mógłbym tę twarz wystraszyć albo i już nią wystraszałem krzyczącymi oczami. Pytania Czy po stronie ducha rozmowy o ciele dręczą? Czy wyśmiewani są apostołowie i ojcowie cieleśni? Czy poeci potrafią wydobywać z cielesnych głębin przynajmniej szlam? Jeżeli tu jestem jak magnes na jasnym blacie, pod którym jest mrok i drugi magnes, to czym jak co jestem tam? Pytanie Jak mam wypatrywać spadających gwiazd, gdy ja w przywołanym czasie pociągam niebem niczym nosem, rozdmuchując przy tym myślami biały żar hortensjowych kul, które łagodnie kołyszą się pod własnym ciężarem w mojej smutnej paszczy? O tym, jak możliwa jest miłość Był sobie raz barman, który obejrzał rolkę o męskim gejszy i postanowił, że będzie rozbawiał ludzi, a kiedy trzeba, to kochał ich. Opracował normy, których nie trzymał się ściśle, a kiedy poczuł, że jest gotowy, zamówił na plecy przepiękny japoński tatuaż niewiarygodnie długiego smoka zażywającego snu w kępie oregano. Robot Pierwszego robota spotkałem w jakimś przeszłym życiu (w jednym z przyszłych cała ta część kosmosu była robotem, ja zaś jego częścią, której reszta robota nie rozumiała; no, ale szło żyć). Jak potem wyczytałem, był to XVII wiek, wcale nie tak dużo lasów, jak potem wyczytałem i nie tak dużo znów zwierząt i ludzi. Mniejsza, w każdym razie szłem z kubkiem i pobrzękującymi w nim kośćmi, wieczerzało mi w brzuchu jakieś chujstwo z ziemi, ale jużem wdrapał się na górkę, żeby lepiej orientować się w terenie. Znałem go i potem naczytałem się jego toponimów. Zawsze po powrocie z jakiegoś życia albo czytam o nim wiedzę, gdy miniony, albo proroctwa – gdy widmowy czy przyszły. Mniejsza, w każdym razie było to gdzieś między waszym gnieznem, gniezdem, a dalmacją. Wyście potem nie wiedzieli, czy dała mać, czy dal maci… Powietrze w dole, w dołach za dołami i przed dołami, bo takie było po mojej drodze geograficzne towarzystwo, powietrze zruszone, pył, wrzawa i pojedyncze wyładowania, ale kilka godzin bliżej nocy zobaczyłem go: wielki, kształtny robot świecący w zachodzącym słońcu resztkami siebie z powodu tej kurzawy. Na robota składały się dwie wielokolorowe płaszczyzny oddalone od siebie o kilka długości, a obie jego części przypominały baterie słoneczne na orbicie okołoziemskiej. Ogniwa tych baterii, najczęściej w kształcie kwadratów i prostokątów, lekko się pocierały, zmieniały fakturę, odginały i było to bardzo ciekawe do oglądania i porównywania z innymi rzeczami i życiami. Potem te dwie formacje wchłonęła noc, ale robot działał, to znaczy wysyłał z jednej do drugiej części sygnały dźwiękowe i coś, co przypominało wyładowania atmosferyczne, zwane burzą jednym razem, drugim zaś bitwą. Leżałem zachwycony i głodny jak jedno z bożyszcz, ale i nie myślałem teraz latać za żarłem, więc tylko wyobraziłem sobie, że we wnętrzu robota stoją namioty, a w namiotach siedzą tacy, jak ja ludzie, i zażerają się świeżo pieczoną sarniną. Piotr Janicki - autor wierszy. Jego życie traktuje o nieznanej, chociaż z łatwością docierającej go świadomości, że docierania końca nie zazna, nie wie zresztą. Przyszłość jego nie leży wszak poza nim. Mieszka w Supraślu

  • Miłosz Biedrzycki (MLB) – pięć wierszy             

    ( ) (nieupragnione) koło roweru i mokra szyna (lecz skoro) poczucie zawieszenia w przestrzeni (ale) dokładnie na swoim miejscu (i) bez krztyny spiny przez trzeń sunięcie szkoła podoba mi się jak mieszkańcy brooklynu uprzejmie ignorują istnienie manhattanu za rzeką czy my musimy wciąż o tym jednym mieście na drugiej półkuli podoba mi się jak mieszkańcy łoniowej uprzejmie ignorują istnienie jadownik w muzyce naszego zespołu w muzyce naszego zespołu pojęcie pomyłki nie funkcjonuje są tylko zbiegi dźwięków mniej albo bardziej szczęśliwe dziewczyna mówi do dwóch innych już ogarnęłam jak postępować z tymi ziomkami ale przejeżdża hałas i nie dowiaduję się jak naprawdę nie zdarzyło się dziś nic fajnego? męczy i dręczy ojciec przedszkolaka aż tamten wreszcie mówi było coś fajnego: wymieniłem się z kolegą za euforię nie chciałeś euforii? dopytuje ojciec nie no właśnie wymieniłem się za euforię czymś innym a to w porządku co wolisz każdy z nas żył w swojej studni jedne były po prostu bardziej oderwane od innych niż inne co wolisz: fantomy udające migi czy migi domalowane w komputerze? prawdziwą obecność nieprawdziwych rzeczy czy nieprawdziwą prawdziwych? chudszą Jenny Connelly czy pełniejszą McGillis Kelly a obie jako rozbudowane tło dla uczuć prawdziwych do nieprawdziwości przebywania na delegacji na 118. piętrze w Carltonie-Ritzu jamce w ziemi kartonie z ryżu poszło w pięty stóp metrycznych słabych w punkt porozumieć słowami które coś znaczą nie tylko młócą powietrze chodzi oto chwytanie chwil badanie jesiennego światła Miłosz Biedrzycki (MLB) (ur. 1967) - pisze wiersze po polsku. fot. Ewa Kotarbińska

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page