Wikta Kłosińska – pięć wierszy siedliskafalochrony palisady żywopłotykonary graby zagajnikimchy torfy tarninyostrokrzewykolce pałki zwojebagna mokradła trzęsawiskagruzy kaniony wąwozyruiny pokrzywy jaskółcze zielakopce jeziora i fosykurhany – skóra i kościkonie ptasie pióra to-te-my – – wymosty zwodzone kładkitratwy kamienie przez strumień pomostprzepusty pod autostradąlinie horyzontu w drodze – –po lepszekoło rysowane patykiem wokół stópścieżka do przestrzeńi jeszcze prześwity(prześwity są konieczne)*** baletnica flamencojej pomarszczona twarzrozsypuje skórki pod blokiemgołębie srają na schodachsąsiedzi zazdrościli(wie pani to był ten pisarz)żony baletnicy skrzydlatego chodumówię pani stąpała jak łania – – kołysała – –bachory mówi niechętniegramy w kometkęwrzeszczy z oknawzrok rozmyty przez czasw szlafroku tańczy po parkingua może wyrzuca śmieciwiem – – ma takie same stringii ciało – – zapomina protezyhoduje koty i cyprysytrzaska bramąw wieczornym świetlei tupie głośno tupie*** idęodciążamkażdym krokiem Krynica Morska Jastarnia Stilo idę Kołobrzeg nagle Blackhead Lighthousepełnia albo błysk idęz krzykiem mew w traperachmuzyka Tiny w myślachw poprzek falchrzęst daje opór idęczuję ziemięi trzepot(chodzenie z kijkami jest jak dojeniechwytasz – puszczasz – cieknieoddech oddech rytm oddech) idękontrastykramne i zgrzebnelen węgielsól w oku sól ziemiskubanie gałęzi żywcem opłatek dla krówplecenie sypanienosidło dla dzieckaze studnilewo prawokobalt srebroa na starość – ziemia wzywawiersz dla Paulinyweź walizkę weź siwe włosy trzydziestoletniej kobiety weź babki córki weź sukienki rękawiczkiczy grzebienie zabrałaś? a ta gazeta co mówi? jakiś pożółkły ten papier nadjedzona przez myszyna strychu albo kuny tam były stara maszyna do pisania porządna jeszcze działa no tak tutajwłaśnie zobacz w którym pokoleniu są matki? gdzie stały kołyski? czy stały? czy jechały? wokół stołu biega łysy enkawudzista goni ją ze śmiechem on po prostu chciał mnie zgwałcić alemu uciekłam po trzydziestu sekundach zmienił zdanie i wyszedł a ten pociąg jechał niosącmiesiąc na sobie bez kibla ropa w ranach pies jej mordę lizał przeżyłyśmy niebo było kurwa tak samo niebieskie jak te żylaki co babcia miała potem całe życie w tympociągu utkała placki rozlewała kipiatok spirytus rozcieńczała i handlowała za jedzenie bopierzynę miała zabrać tak jej radził ten żołnierz no wiesz może ludzki był albo coś go ruszyło jakwidział te ręce delikatne słoje zamiast ludzi nie panie ziemia spalona przyszłość po tylu latachciągnie się turkot słów turkot snów weź walizkę piąta rano mróz weź siwe włosy weź motek odgarnij! odgarnij włosy! zabierz zdjęciaa buty? butów nie ma! nie będzie pachnieć ciastem w niedzielę ani kiedy indziej nie będzie kobietw tym pokoleniu popatrzą oczami do wewnątrz skontrolują poczekają aż ktoś się zaopiekuje będąsprzątać podawać kanapki i milczeć nic tym dziadom ojcom nie powiedzą nic bo lepiej sięschować nie ujawnić niech sobie rządzi nie ma co tam dzieci córki synowie choroba piciazaburzenia jedzenia dam już te kanapki albo zupę kaczkę podam choremu czy już zjadłaś? a skąd!matki przecież nie gotują tylko czekają aż przyjdziesz aż się obudzisz tam gdzie wódka i ciosanystół brudna podłoga brukiew obierki w zlewie? czy w misce? nie mam pewności wchodzisz we mnie obraz malowany cyrylicą czytam gazetę albo machorkę czytam i oczy pieką ojpieką ale czy zostaną te same? czy zostaną? zamglone zwidy bułek czy pamiętasz? ten smak bułkipo latach w pociągu? najzdrowsza dieta sześć lat bez soli nie było rozsypanej mąki – – to i tak nie ma po co zaczyniać – – nie ma po co wracać bo chłopaki już nie dadzą im radościpalców w cipki nie pozwolą nas dotykaćśnieg się roztopi biegnę teraz częstoprzez trawy biegnę przez łąkiprzez piasek przez wiatr biegnęprzez las zbiegam w dół przez ścieżkirozpościeram ręce będę biegłaWikta Kłosińska – poetka; współtworzy kolektyw poetycki Wspólnota Snów Równoległych; publikowała w "Odrze"; mieszkała i pracowała w kilku krajach.
siedliskafalochrony palisady żywopłotykonary graby zagajnikimchy torfy tarninyostrokrzewykolce pałki zwojebagna mokradła trzęsawiskagruzy kaniony wąwozyruiny pokrzywy jaskółcze zielakopce jeziora i fosykurhany – skóra i kościkonie ptasie pióra to-te-my – – wymosty zwodzone kładkitratwy kamienie przez strumień pomostprzepusty pod autostradąlinie horyzontu w drodze – –po lepszekoło rysowane patykiem wokół stópścieżka do przestrzeńi jeszcze prześwity(prześwity są konieczne)*** baletnica flamencojej pomarszczona twarzrozsypuje skórki pod blokiemgołębie srają na schodachsąsiedzi zazdrościli(wie pani to był ten pisarz)żony baletnicy skrzydlatego chodumówię pani stąpała jak łania – – kołysała – –bachory mówi niechętniegramy w kometkęwrzeszczy z oknawzrok rozmyty przez czasw szlafroku tańczy po parkingua może wyrzuca śmieciwiem – – ma takie same stringii ciało – – zapomina protezyhoduje koty i cyprysytrzaska bramąw wieczornym świetlei tupie głośno tupie*** idęodciążamkażdym krokiem Krynica Morska Jastarnia Stilo idę Kołobrzeg nagle Blackhead Lighthousepełnia albo błysk idęz krzykiem mew w traperachmuzyka Tiny w myślachw poprzek falchrzęst daje opór idęczuję ziemięi trzepot(chodzenie z kijkami jest jak dojeniechwytasz – puszczasz – cieknieoddech oddech rytm oddech) idękontrastykramne i zgrzebnelen węgielsól w oku sól ziemiskubanie gałęzi żywcem opłatek dla krówplecenie sypanienosidło dla dzieckaze studnilewo prawokobalt srebroa na starość – ziemia wzywawiersz dla Paulinyweź walizkę weź siwe włosy trzydziestoletniej kobiety weź babki córki weź sukienki rękawiczkiczy grzebienie zabrałaś? a ta gazeta co mówi? jakiś pożółkły ten papier nadjedzona przez myszyna strychu albo kuny tam były stara maszyna do pisania porządna jeszcze działa no tak tutajwłaśnie zobacz w którym pokoleniu są matki? gdzie stały kołyski? czy stały? czy jechały? wokół stołu biega łysy enkawudzista goni ją ze śmiechem on po prostu chciał mnie zgwałcić alemu uciekłam po trzydziestu sekundach zmienił zdanie i wyszedł a ten pociąg jechał niosącmiesiąc na sobie bez kibla ropa w ranach pies jej mordę lizał przeżyłyśmy niebo było kurwa tak samo niebieskie jak te żylaki co babcia miała potem całe życie w tympociągu utkała placki rozlewała kipiatok spirytus rozcieńczała i handlowała za jedzenie bopierzynę miała zabrać tak jej radził ten żołnierz no wiesz może ludzki był albo coś go ruszyło jakwidział te ręce delikatne słoje zamiast ludzi nie panie ziemia spalona przyszłość po tylu latachciągnie się turkot słów turkot snów weź walizkę piąta rano mróz weź siwe włosy weź motek odgarnij! odgarnij włosy! zabierz zdjęciaa buty? butów nie ma! nie będzie pachnieć ciastem w niedzielę ani kiedy indziej nie będzie kobietw tym pokoleniu popatrzą oczami do wewnątrz skontrolują poczekają aż ktoś się zaopiekuje będąsprzątać podawać kanapki i milczeć nic tym dziadom ojcom nie powiedzą nic bo lepiej sięschować nie ujawnić niech sobie rządzi nie ma co tam dzieci córki synowie choroba piciazaburzenia jedzenia dam już te kanapki albo zupę kaczkę podam choremu czy już zjadłaś? a skąd!matki przecież nie gotują tylko czekają aż przyjdziesz aż się obudzisz tam gdzie wódka i ciosanystół brudna podłoga brukiew obierki w zlewie? czy w misce? nie mam pewności wchodzisz we mnie obraz malowany cyrylicą czytam gazetę albo machorkę czytam i oczy pieką ojpieką ale czy zostaną te same? czy zostaną? zamglone zwidy bułek czy pamiętasz? ten smak bułkipo latach w pociągu? najzdrowsza dieta sześć lat bez soli nie było rozsypanej mąki – – to i tak nie ma po co zaczyniać – – nie ma po co wracać bo chłopaki już nie dadzą im radościpalców w cipki nie pozwolą nas dotykaćśnieg się roztopi biegnę teraz częstoprzez trawy biegnę przez łąkiprzez piasek przez wiatr biegnęprzez las zbiegam w dół przez ścieżkirozpościeram ręce będę biegłaWikta Kłosińska – poetka; współtworzy kolektyw poetycki Wspólnota Snów Równoległych; publikowała w "Odrze"; mieszkała i pracowała w kilku krajach.