ojciec wraca do domu. rozgląda się po pokoju. zdejmuje
mundur. liczy dziury po kulach. przeżył. jednak
przeżył. musiał. obiecał synowi że powróci.
wpatruje się w wyrwę po drzwiach. gdzie
się żegnali.
nad ranem
nie sądziłem że historia potrafi tak szybko kręcić
kołem i wciągać do środka. nie przypuszczałem
że po nocach będę mi się śnić porozrzucane
martwe ciała. blisko. na wyciągnięcie
samotnej ręki bezskutecznie poszukującej
drugiej. jeszcze budzę się
gdy tymczasem innym narzucono sen na oczy.
barbarzyńcy zawsze przychodzą nad ranem
aby nie przerywać koszmarów.
niepewność II
przez miesiąc mieszkała w piwnicy sąsiada. z jej domu
pozostał tylko przerwany w połowie sen. nocą
wymykała się po wodę. ukradkiem
żeby nie skrzyżować drogi ze śmiercią. uciekła.
nie chce pamiętać kilkudniowej pieszej tułaczki. nie wie
czy jest bezpieczna. czy i tutaj zamiast deszczu
nie zaczną spadać bomby.
nowe
stary świat schodzi do podziemia. krok po
kroku. ostrożnie ważąc każde stąpnięcie. wciąż
śnią mu się po nocach dobre zakończenia. jednak
z nastaniem dnia coraz bardziej zapadają się
w przeszłość. nowe wylewa się na wierzch.
ma zapach palonych migdałów
i piołunu.
powitanie miasta
odsunięto głaz ale za nim nie było już miasta
tylko przestrzenie pełne nieobecności. domy
zniebowstąpiły w stosy gruzów i leje
po bombach. tak jak głosiła przepowiednia.
zbiorowa mogiła. żołnierze patrzą w głąb
miasta. wypadają im karabiny. z grobu
wstają ich synowie. podnoszą je z ziemi
i ponownie wkładają im do rąk.
powrót do domu
powoli. już blisko. najpierw drogą obok
kapliczki w której kiedyś ukrzyżowano Boga.
później w prawo gdzie zarys domu
przebija niebo. teraz
po schodach trzymając się poręczy. tylko
nie ma już domu. tylko nie ma już Boga
i powrotu.
widok z okna III
stoję na ósmym piętrze otwartego na przestrzał
bloku. tu było moje mieszkanie. na prawo
sypialnia w której nie obudzi się już
dwójka małych dzieci. w kuchni żona zasnęła
przy robieniu śniadania. to moja
rodzina. i ja w miejscu okna
patrzący na sunące ulicą czołgi
żałując że nie jestem
koktajlem mołotowa.
wyzwolenie
miasto przypomina stertę rozrzuconych klocków. trzeba
na nowo je poskładać. pokruszone rozdeptane butem
lub rozjechane przez czołgi tak jak ciała najbliższych.
na ulicach bezdomne psy wyją do swoich szczeniąt.
daremnie. ludziom zabrakło łez. wyszli ze swoich
jaskiń i już nie potrafią płakać. przyglądają się ruinom.
patrzę w ich martwe oczy. żołnierz z karabinem. bezradny
jak dziecko.
zabawy z czasem
świat się kurczy. to co było dalekie stało się
na wyciągnięcie ręki. właściwie
na długość lufy karabinu lub zasięg
rozprysku bomby kasetonowej. nigdy
nie przypuszczałem że stare demony
mogą ponownie wejść w nasze sny.
ciągle nie potrafię uwierzyć że można bawić się
czasem jak zepsutym zegarkiem i przenikać
przez jego tarczę w stare rany
i blizny.
Tadeusz Zawadowski
(ur. 1956) – poeta, redaktor, krytyk literacki. Członek Związku Literatów Polskich. Tłumaczony na rosyjski, łotewski, chorwacki, bośniacki, serbski, słoweński, grecki, włoski i angielski. Wydał 17 tomów poetyckich. Mieszka w Zduńskiej Woli.