Gdańsk, Pilotów 17 po latach
Nawet w najmroczniejszej puszczy
z betonu (…)
pewien elektryk wywołuje
zwarcie, przemienia krajobraz
stoczni w las wzniesionych rąk
Desmond Graham, „Gdańsk, Pilotów 17”
Symbole znaczą
tyle, ile to, co za nimi
lub choćby w nich,
choćby w tych blokach.
One mogą się wydawać
górami ziemi wypełnionymi
znaczeniem, betonowymi
twarzami nadziei, magazynami
rąk, wyciąganych w górę
w czasie właściwym.
Mogą znaczyć rozsadzanie
pomników władzy
przez pomniki ducha.
Ale kiedy zawartość blokowiska
nie obala już władzy, tylko
kolejne flaszki lub kiedy
zamiast rozsadzać –
mebluje się te wnętrza,
okazuje się, że one znaczą
tyle zaledwie, że łatwo się zgubić
na blokowisku.
Te symbole –
one też coś zgubiły.
Kiedy zabłądzę nocą
na Zaspie myślę o tym,
że może i ja
coś zgubiłem, choćby
drogę na peron.
Przesiedleńcy. Stacja Gdańsk Kłodno
Wszystko jest takie samo, tylko jakby bardziej.
Drewno identyczne, ziemia podobna, więcej ziemi.
Więcej pracy. Huku. Szyn.
Biało-zieloni, Lechia Lwów, nic nie pasuje,
a wszystko działa. Wszystko tu
jakoś nie nasze, wszystko nie swoje,
co moje. Zaopiekuj wdowy i sieroty,
to miasto. Wdowa i sierota; to miasto.
Biały szum
bałtyk ziewa, potem nagle się płoni.
Jest tak gorąco
że można by świat zbudować z włosa,
a cóż dopiero z dłoni.
Tadeusz Peiper, „powojenne wezwanie”
Bałtyk jest zimny,
płytki i śmierdzi. Uwierzył
poezji i jak na tym wyszedł?
Bałtyk wyszedł. Już nie ma dzikich plaż,
ale nie tak łatwo przestać wierzyć.
Ze wszystkich szumów, ten biały
jest wodą. Nie płoni się, a modrzy,
najbielszy szum to chłód. Jest tak chłodno,
że linie tężeją, włos nie jest żywą linią.
O tym, co jest
Hans Memling robi swoje.
Nie wierzy, żeby mógł być jakiś koniec.
Koniec jest zbyt potrzebny, żeby po prostu
był i się skończył. Podobnie zresztą Sąd,
sztuka jest wartością, wartością sztuki
jest mecenas; o rzeczach pewnych
nie trzeba przypominać w obrazach, kazaniach,
o niepewnych z kolei nie warto mówić.
Futuryzm dopiero będzie i zajmie się
tym co będzie, teraz jest to, co jest,
sprawy wieczne są ubrane w doczesne,
a dokładniej – późnośredniowieczne – stroje,
mody. Stroimy się i brzmimy inaczej; kiedyś
Mansztajn uwierzy w śmierć i bardzo się przerazi,
patrząc na ten obraz, ale nie on jeden.
Po co więc, skoro i bez tego wszyscy
kiedyś uwierzą w śmierć, a Gdańsk skończy się
i kończyć się będzie ile tylko razy sobie zażyczyć,
bo jeśli się go rekonstruuje, to znaczy
chyba, że jest skończenie skończony?
My, przy tym wierszu, nie mamy
z tym nic wspólnego i nie taka była intencja
Memlinga, ale może tego chce
obraz, a każdy obraz, nawet ten z muralu, blokowiska,
jest o tym, że nie mamy nic wspólnego
z tym, co jest.