top of page

Samantha Kitsch – film 2018 [tryptyk]



I wątki

*
Sam Kitsch: od dobrych kilku lat 
chodzi za nim apokalipsa (przed nim) – 

film, który wyświetlił mu się w 2018
podczas wędrówki po szorstkiej
czerwonawej skale – kopulistych pagórkach 
skamieniałych wydm.

*
dwóch himalaistów zamierza zdobyć
dziewiczy szczyt Ki (pierwiastek z minus 1): 
A spokojny wewnętrznie, B rozdarty, 
bo zagraża wojna nuklearna – 
więc co za sens?

tymczasem grupa astronomów obserwuje
asteroidę mogącą zderzyć się z ziemią – 
i tu różnica zdań: w obliczu wojny
rozgłosić to czy zataić? pani astronom,
jedyna, która pragnie rozgłosić, 
znika bez śladu.

koniec końców (sic!),
w strefie śmierci B zrywa ścięgna w kostce
(lód, wicher, przepaść), A zdobywa szczyt, 
starannie układa w szczelinie, jak obiecał, 
fotografie swoje i B – i natychmiast 
(błędnie) rozpoznaje u siebie 
chorobę wysokościową – obrzęk mózgu – 
bo ziemia chwieje mu się pod stopami,
a niebo staje w nierealnych barwach.

spokojnie kładzie się na szczycie, który pęka
i kruszy się, wybuchy kolorów trwają:

wojna nuklearna? asteroida? obie? nie wiemy.  

*
dwa wątki przeplatają się   

*
to zwierzęta! gdy dowiedzą się o asteroidzie,
zechcą nas zniszczyć, zrobić sobie bal,
zanim uderzy – a niekoniecznie uderzy.

ludzkość jest jedna – asteroida nam to uświadomi
i poprowadzi do pokoju – pani astronom,
nazwijmy ją Maria, była tu osamotniona. 
śmiali się: górnolotna, naiwna – 
lecz gdzie podziała się następnego dnia?  

(ktoś ją zabił, aby na pewno zamilkła, uwięził? 
sama ukryła się? utopiła? 
przeszła na stronę „wroga”?) 

szukano jej w sekrecie, po cichu, tymczasem
wśród licznych konspiracyjnych teorii,
podsycanych niepewnością i lękiem,
zjawiła się pogłoska o asteroidzie – 
niedorzeczna, niezgodna z prawami astronomii. 
czy zrodziła się przypadkowo, znikąd?
może jednak pochodziła od Marii?
zdradził ktoś inny – spośród nich?
astronomowie wroga też coś wykryli?

*
B: ty dbasz tylko o swoje […] wejście
na swój […] szczyt, a wojna, ludzkość,
historia […] dla ciebie znaczy! 

historia wojen, ilu zabiło ilu i po […], 
to zbędne, haniebne kretyństwo – 
liczy się nauka,
odkrycia geograficzne, sport, sztuka –
tu uczestniczę – odpowiadał A.

żywili dla siebie nawzajem szacunek
i pogardę. wiedli spory w przerwach 
we wzajemnej asekuracji 
(autoasekuracji nikt nie naprawiał, 
rzadko ktoś tu bywał – oni prawie
codziennie). wyprawa na Ki załamała się – 
wobec ryzyka wojny 
zainteresowanie wygasło,
sponsorzy i wspinacze wycofali się. 

*
szczupła, chłopięca twarz – 
więc bujna fryzura, 
lekki zez – przyciemnione okulary
z barwną oprawką, chłopięcą figurę
kryły falbaniaste bluzki i „biodrzaste” 
spódnice – stylowa i elegancka, 
bez trudu przeobraziła się w zezowatego 
i niezbyt rozgarniętego młodzieńca 
w dżinsach i koszuli w kratę. 
szminka już nie tuszowała 
opadającego nieco kącika ust –
co podkreślał teraz jej celowy grymas.
pasła kozy w kanionie na pustkowiu,
u dawnego pupilka jej dziadka hipisa. 
(buro-rudą nierówną wyżynę 
rozdzierało kilka kanionów
z zaskakująco obfitą zielenią.)
czuła ulgę, że przed „końcem świata”?
przed śmiercią? zdążyła być kimś innym
(bejsbolowa czapka lub grzywka pod brwi – 
owszem, bała się o własne życie,
lecz i tak nie widziała dla siebie miejsca,
miała dość. oba prawdopodobieństwa,
kolizji z asteroidą, jak i wojny nuklearnej,
oceniała jako wysokie). 
wieczorem, dojąc kozy, wpatrywała się
w gwiaździste niebo, bez okularów,
systemu teleskopów, obliczeń. 

*
ty tylko żałujesz swojej […] wyprawy,
nic cię […] nie obchodzi przyszłość, wojna!

gdyby wszyscy tacy byli,
nie byłoby […] wojen!
obchodzi mnie pokój i […] zorganizuję
wyprawę w imię pokoju – odszczeknął A,
byle odszczeknąć, ale po przyjściu do domu 
zaczął działać. chwilowo 
opadło międzynarodowe napięcie, 
ludzie znużyli się zagrożeniem,
sponsorzy chcieli zarobić, 
himalaiści – pójść w góry.
hasło „wyprawa w imię pokoju” chwyciło.

*
do strefy śmierci dociera tylko dwóch,
inni wspinacze nieprzygotowani, 
bez motywacji, polityka znów przeraża.
B skręca nogę, A chce go sprowadzić
(poszarpane lodowe stromizny, ostry 
błękit, biele szklą się, sypią, kłębią,
przygniata zimno, brak tchu) –   
B oznajmia, że umrze na górze, nie „w dole”  
na skutek wojny – a i bez […] wojny  
schodząc […] zginiemy obaj.

weź na szczyt zdjęcie moje i rodziny,
a jak przetrwasz, powiedz, 
że […] byłem z tobą, umarłem wracając.
A łamie swoje zasady i obiecuje,
pewien, że jeśli przetrwa – dotrzyma. 

*
Sam Kitsch on przewędrował 17 km
po czerwonawych skamieniałych wydmach
wysoko ponad miasteczkiem Moab, 
w słońcu (październik) – był niewyspany. 
Sam Kitsch wyświetlił mu się film.


II zbliżenia
[Maria]

po burzliwej dyskusji, 
stukając obcasami, 
pani astronom, którą nazwaliśmy Marią,
idzie długim korytarzem, 
puka do ostatnich drzwi.
nic się nie dzieje, co jej wcale nie dziwi. 

Greg? to Maria! – drzwi się otwierają.
a, doktor Higgin. – o, profesor Mikalassi,
jasne, tak lepiej – Maria niemal syczy,
ale z planu nie zrezygnuje.
wchodzi i mówi, że trzeba się upewnić,
że istotnie asteroida zmierza ku ziemi,
uruchomić programy, precyzuje które. 
ona nie umie, ale razem z nim…
zajęłoby to 12 dni…
14 – przerywa Greg. 
zrobiłeś? pan profesor… – 
poprawia się nieuważnie.
Greg pokazuje jej wykres trajektorii, 
uginają się pod nią kolana. 
M: warto powtórzyć… G: zrobiono to,
zresztą równolegle ze mną. nie podam nazwisk…
Maria wie kto, kiwa głową – i?
G: podobny wynik.
znów ziemia się pod nią zapada.
M: mogę to przynieść na konferencję?
G: pani tam nie pójdzie...
M: pan profesor mi grozi?
G: odwołuję się do pani rozsądku, 
choć szokująco nierozsądnie
postulowała pani, aby rozgłosić informację! 
M: o, pan profesor wie – 
znów się pan profesor włamał
do mojego komputera? – drwi, z bólem.
tym razem nie – ucina Greg, z bólem – 
ale skoro ja wiem, 
odpowiednie organa też wiedzą.
śmiertelnie się pani naraziła.
M: czy to i tak nie wszystko jedno?
G: nic nie jest przesądzone – a „i tak” wolę, 
żeby spędziła pani ostatnie tygodnie,
lub miesiące – jak i ja sam – 
spacerując nad morzem, 
a nie zmuszana do obliczeń, 
które pewnie miałyby za cel uśmiercić… 
Maria wzdryga się cała, on to widzi.
Mario, uciekaj. teraz. masz przy sobie 
kartę kredytową? do domu nie wracaj.
weź to, gdyby nie dało się wybrać pieniędzy – 
wciska jej gruby zwitek. milczą.  
M: masz nożyczki? 
G: po co?  M: chcę obciąć włosy.
G: zaczyna pani doktor mądrze myśleć. 
otwiera szafę: stary plecak, nożyce, 
maszynka do golenia, koszula w kratę –
Maria wyjmuje z torebki
i rozwija bajecznie kolorową torbę-worek,
do której wkłada, co potrzeba.
G: naprawiali coś, został bałagan. 
patrzą na siebie krótko – Maria odchodzi. 
ostatni raz stuka obcasami
w eleganckiej sukni, z bujną fryzurą.

Gregoretto, o ile jesteś od niego mądrzejszy!
i umiesz słuchać – on nie umiał.
stary kozioł z bokobrodami i z bródką
w istocie przypomina jej profesora.
inne kozy wiąże do drzew, niech się pasą,
z nim wędruje wyżej, pod czerwone skały. 

znała Vemi jako chudego 
nerwowego nastolatka – 
stał się ciężki, ospały. 
V: potem studiowałaś matematykę?
M: była za trudna, 
wzięłam kurs księgowości 
i pracowałam w korpo. a ukrywam się,
bo mój szef grozi, że mnie zabije, to w skrócie. 
M wie, że V wie, że ona kłamie –
ale w co by uwierzył:
doniosłaś? kradłaś? wdałaś się w romans? 
M: robiłam głupstwa, wolę zapomnieć.
V: ja cię do niczego nie zmuszam, 
aczkolwiek mocno zachęcam –  
usypuje proszek w dwie linijki
i wciąga nosem przez słomkę.
Maria patrzy ze smutkiem. 
naprawiła mu komputer i śledzi
postępującą eskalację kilku wojen,
bzdury o asteroidzie – skąd?
zero o niej, o Gregu – wyobraża sobie,
że wyszedł z obserwatorium tuż po niej
i spaceruje teraz nad morzem.
odpędza myśl, że mogło być inaczej.

Gregoretto, mów coś, bo tu zwariuję 
sama – sama – sama!!! – wrzeszczy,
aż budzi echo w wąwozie. 
Gregoretto patrzy spode łba,
nagle znieruchomiały.
Binn co jest? – ktoś tu jest! – w dół! – 
nie ma czasu na przerażenie, 
bo ponieważ wspinała się kiedyś,
od razu widzi, co robią.
ten drugi zjeżdża na linie, idzie do niej. 
cześć, jestem Andre – ona wykrzywia twarz,
„zezuje” i wydaje z siebie jęki,
wskazując na Gregoretto
(umówiła się z Vemi – jej pomysł –   
że dla obcych będzie niemową).
a, rozmawiałeś z kozą – śmieje się Binn,
Maria gorliwie kiwa głową. 
B: fajną masz kozę – i piękny kanion – 
oto najszczęśliwszy chłopak na ziemi!
Maria przytakuje z grymasem/uśmiechem – 
wie, czego zazdrości jej Binn.
ale tam nie wchodź, bo spadniesz – 
i co zrobi koza? 
A karmi Gregoretto liśćmi. 

wspinacze zbiegają w dół, 
Maria podchodzi do skalnej ściany,
przykłada do niej policzek, 
szuka dłońmi chwytów.
dopiero teraz uświadamia sobie:  
Binn Zamharzcz i Andre Pavlo –  
ich wyczyny podziwiano w klubie
wysokogórskim (wytrwała tam rok – 
potem wędrówki, kajaki). 
wieczorem czyta,  
że A i B planowali wyprawę na Ki –  
wyprawę wkrótce zarzuconą. 

o, nie tak: nie zwariowała  
(co innego Sam Kitsch), wie doskonale:  
natrafiła na wpis o ich wyprawie,
a potem wymyśliła całą historię – 
choć ich spotkanie,
jest dla niej teraz tak rzeczywiste, 
jak ciepła w słońcu, chropowata
czerwona skalna ściana, 
na której szuka chwytów,
nawet nie myśląc, aby się wspiąć.
zyskała partnerów do rozmów i flirtów:
w wyobraźni romansuje teraz
z Gregiem, Binnem, Andre, a nawet 
z kilkoma publicystami – nielicznymi, 
którzy desperacko wzywają 
do negocjacji i opamiętania. 
zwierza się kozłowi, którego „ochrzciła”:
Gregoretto – do niego tuli się i modli. 

miał rację B – kanion jest piękny: 
ostra zieleń, powyginane drzewa liściaste,
iglaste idealnie proste. 
strome warstwy ścian:
czerwona, wyżej beżowa, potem biała,
między nimi tarasy – dzikie ogrody. 
wąż w czerwono-czarno-białe pasy,  
niegroźny dla ludzi, pożera grzechotniki,
których ona musi się wystrzegać.
potok to wzbiera, to wysycha. 
raz rozpacz, raz ekstaza – 
tańczy na ścieżkach. 

internet: nadal bzdury z asteroidą, 
wojny się zaostrzają, wyprawa jednak trwa.
dziś pilnie śledzi, bo może właśnie teraz 
A i B zdobywają szczyt.


III nowy wątek

[Sam Kitsch z pomocą Drwiącego Głosu przedstawia bohatera swojego nowego (tego właśnie!) wątku]

DG: więc oczywiście będzie to wspinacz…

SK: oczywiście, i to znany, ceniony. wyznaczy wiele nowych dróg wspinaczkowych, napisze przewodniki.

i niewątpliwie będzie też poetą…

jak najbardziej, poetą, będzie również pisał opowiadania, eseje…

… a seks?…

będzie gejem, przy tym człowiekiem religijnym, z religijnej rodziny – będzie ukrywał, że jest gejem. znajdzie kochanka, partnera wspinaczkowego, któremu uratuje życie – i który go później rzuci. „partner” osiągnie znacznie większą sławę jako wspinacz i zginie w górach – przedtem się ożeni, będzie miał dwóch synów. natomiast gdy ktoś zapyta naszego bohatera, dlaczego nigdy się nie ożenił, odpowie, że jest impotentem. 

no… a z czego będzie się utrzymywał?

będzie lekarzem psychiatrą. będzie też prowadził badania naukowe i szukał odpowiedzi, jaka podstawowa siła kieruje ludzkim postępowaniem. w pewnym momencie oskarży innych psychiatrów o to, że kradną wyniki jego badań i przemyśleń – wtedy zostanie zdiagnozowana u niego schizofrenia.

coś niebywałego! tak… cóż tu powiedzieć?... a kiedy przyjdzie mu żyć – i gdzie?

w Anglii – będzie synem wikarego. w czasie drugiej wojny światowej inni wspinacze ochoczo zgłoszą się do walki, a on stwierdzi, że jest pacyfistą. ale diagnoza schizofrenii bynajmniej nie utrudni mu uniknięcia służby wojskowej.

no proszę! a skoro druga wojna – to on przecież już nie żyje – jak umrze?

śmiercią samobójczą, przy drugiej próbie.  

hmmm… sławny wspinacz, autor przewodników, poeta, syn wikarego, religijny gej, lekarz psychiatra i schizofrenik, pacyfista, samobójca… no nie… – na pewno to wszystko w jednej postaci?

tak.

i jakim pseudonimem podpiszesz tym razem swój utwór?

Jim Perrin. drwię z ciebie, Drwiący Głosie, bo ta książka już jest, dostała nagrody – niejaki Jim Perrin ją napisał, a bohater książki nazywa się John Menlove Edwards.

hmmm… a ta książka to scenariusz filmowy? poemat? powieść?

biografia. 










Samantha Kitsch – pseudonim literacki, pod którym ukazało się dziesięć zbiorów poezji, m.in.: Bahama, Helena, konfiskata konfetti i szybkie szkice z szopem.


Comments


bottom of page