top of page

Robert Bly – cztery wiersze



Miesiąc szczęścia     

Ślepy koń stoi pod czereśniami
Zimną ziemią lśnią kości
Serce wyskakuje
Niemal pod niebo. Ale lamenty
I tkanki ściagają nas z powrotem w ciemność
Noc nas pochłania. Tylko
Łapa
Wynurza się z mroku
Żeby oświetlić drogę. Będzie dobrze.
Po własnych jarzących się śladach brnę przez noc.


Kot w kuchni


Słyszałeś o chłopcu, który przechodził
obok czarnej wody? Nic więcej nie powiem.
Poczekajmy parę lat. Coś go zachęcało, by tam wszedł.
Czasem człowiek idzie groblą, z wody 
Wysuwa się ręka i wciąga go w głębiny
To nie było jakoś szczególnie
Zamierzone. Staw czuł się samotny, lub potrzebował
Wapnia, kości mają go dużo. Co zdarzyło się potem?
Pojawiło się coś małego jak nocny wiaterek, taki miękki
Sunący wolno, sapiący, tak sapie
Stara kobieta, gdy wieczorem w kuchni przesuwa garnki,
Rozpala ogień szykując żarcie dla kota.


Oglądając zaćmienie słońca w Maine

Zaczęło się koło południa. Na szczycie Mount Batte
Roznosiła nas radość. Ktoś wziął tekturkę,  
Szpilkę i wszyscy darliśmy się głośno, gdy słońce
Pojawiło się jako malutki obraz na okładce zeszytu
To było trudne do uwierzenia. Nauczyciel z technikum
Którego tam spotkaliśmy objaśnił, że to kamera otworkowa 
Ludzie w Renesansie uwielbiali z niej korzystać
I kiedy księżyc wreszcie minął słoneczną tarczę
Na skale poniżej wielkiej jodły zobaczyliśmy
Tuziny malutkich półksiężyców – obrazki uzyskane
Tym samym sposobem.Były ich tysiące! Gdy zbliżyliśmy się granitowej skały
Pojawiły się nawet w naszych słomkowych kapeluszach

Przełamaliśmy się tabliczką czekolady, jeden facet z Maine 
Opowiedział dowcip. Słońca były wszędzie
– u naszych stóp.


Budząc się ze snu

W naszych żyłach flotylle ruszają w rejs
Małe eksplozje na linii wynurzenia
I mewy biją skrzydłami wiatr słonej krwi.

Jest ranek. Okolica spała całą zimę.
Siedziska w oknach pokryte futrami, na podwórzach pełno
Zmarzniętych psów, zgrabiałe dłonie niezgrabnie trzymają ciężkie książki.

Budzimy się, wychodzimy z łóżek, żeby zjeść śniadanie! -
Krzyki niosą się z pobliskich portów krwi.
Mgła opada a maszty z trzaskaniem podnoszą się w promieniach słońca.

Teraz śpiewamy i drobiąc kroczki tańczymy na kuchennej podłodze.
Całe nasze ciało jest jak przystań o świcie;
Już wiemy, że kapitan zachował nas byśmy przeżyli ten dzień.

przełożył Mirosław Drabczyk



Robert Bly (1926-2021) – amerykański poeta ery "beatników", eseista, prozaik, tłumacz i wykładowca. Debiutował w roku 1962 tomem poetyckim Silence in the Snowy Fields (1962). Za Światło wokół ciała (1968) otrzymał nagrodę National Book Award for Poetry. W sumie opublikował kilkanaście książek z poezją, liczne tłumaczenia i prace krytyczno-literackie. Międzynarodową sławę przyniosła mu książka Iron John: A Book About Men (Żelazny Jan: Rzecz o mężczyznach, 1990), w której w pionierski sposób odniósł się do typowo męskiego przeżywania świata. Jest to analityczna, sięgająca do mitologii opowieść o istocie męskości i męskiej inicjacji, ale także o problemach i wyzwaniach w życiu współczesnego mężczyzny.


bottom of page