Rafał Skonieczny – dwa wiersze
- Mirek Drabczyk
- 29 cze 2024
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 cze 2024
Wypożyczalnia kaset video he-man
ponieważ nie poznałem innej miłości
przekraczałem torowiska, w butach miałem pluchę
przeskakiwałem z podkładu na podkład pod nieczynnymi trakcjami,
przysypiałem na stojąco w przesmyku wahadłowych drzwi dworców
głodny jak pies, moczyłem nogi w kanale i zwieszałem je z wagonów
dawno uśpionych składów towarowych
ponieważ nie poznałem innej miłości
wpuszczałem do płuc święte powietrze węzłów kolejowych
szamotałem się w ciemności mojego pokoju spragniony ulewy,
potopu, gwizdu apokalipsy
ponieważ nie poznałem innej miłości
milkłem na dni, tygodnie, miesiące
wierzyłem w cuda oraz bezinteresowność natury,
w rzeki gęste od materacy i żagli
chciałem tylko, żeby wróciło to, co jeszcze nie przeminęło,
a huczne, rozświetlone noce zajęły puste miejsca po miejscach
stojąc w komunijnym szeregu, myślałem tylko o tym,
by jak najprędzej usunąć się z kadru i pójść na tory
a stamtąd miedzą do małego drewnianego domku,
w którym od początku lat dziewięćdziesiątych
brałem wszystko, czego nie mogłem obejrzeć
w nieczynnym kinie wschodnioeuropejskim
fontanna
ludzie rozpadają się jak taśmy Basińskiego,
lecz tego po nich nie widać, ponieważ umykają miejscom,
a miejsca są zawsze w ryzach czasu.
Świadczą o tym butwiejące dachówki.
Gdyby tak latami przesiadywać na dachach garaży,
w końcu odpadłyby nam głowy,
a tak, jedynie zgniłozielony ślad na dżinsach w miejscu kolana,
pamiątka po upadku albo wspomnienie wieczoru w fontannie
przy moście Świętokrzyskim, z której wyszedłem suchy,
co byłoby niemożliwe, gdybyśmy zapuścili się na łęg
w marcu lub kwietniu w połowie lat dziewięćdziesiątych, o świcie,
kiedy rosa nasączała trawę i podnosiła z ziemi gęstą mgłę.
Czasy letnich kąpielisk przeminęły.
Pielgrzymki dzieci i matek z ręcznikami sunące w tę i z powrotem
po dnie wysychającego koryta Bugu – odeszły.
Parasole, opalacze, spreparowane plaże, pontony,
wyparowały. Woda pożarła łagodne zejścia i zniknęła po cichu,
jak ścierany z taśmy z każdym kolejnym obrotem dźwięk.
Oprócz tamtego jednego letniego popołudnia,
kiedy w wodzie zobaczyłem martwego kota i sznurek
wnętrzności, który za sobą ciągnął.
Suszyłem się wtedy na kamieniach,
nurt przepchnął rozdarte ciałko przez przesmyk
pod moimi stopami i poniósł dalej.
Od tamtej pory nigdy więcej nie wszedłem do Bugu,
a ty już nigdy nie zaprowadzisz mnie
do źródła tej ciszy
