top of page

Rafał Kasprzyk – Bębny Jarosza, czyli literackie solo na perkusję.


Odkąd pamiętam zawsze jakoś bliscy byli mi poeci, którzy jednocześnie są muzykami. Wystarczy tu wymienić choćby moich ulubionych: Nick’a Cave’a z jego głębią literackich tekstów; Toma Waits’a z jego cudownym zachrypniętym głosem; Johnnego Cash’a z jego rewelacyjną książką z niepublikowanymi nigdy wierszami, wydaną w USA w 2016 roku, pod tytułem: Forever Words: The Unknown Poems; z naszego zaś rodzimego podwórka: Marcina Świetlickiego, Lecha Janerkę, czy czytanego ostatnio przez mnie Krzysztofa Gryko, jazzmana i poetę. Oczywiście jest  wielu wielu innych, którzy pisząc, żyją równocześnie w wielkiej symbiozie z muzyką, a których nie podobna tu wymienić wszystkich. Ale jest jeden poeta-muzyk, obok którego nigdy nie przechodzę obojętnie i na którego książki zawsze czekam z niecierpliwością, ale i z nieskrywanym entuzjazmem - to Łukasz Jarosz. Poezja tego - pochodzącego z olkuskiej ziemi - autora wielu tomów poezji towarzyszy mi od lat. A dokładnie od pierwszego tomu Soma (Biuro Literackie, Wrocław 2006) nagrodzonego w 2007 roku w konkursie literackim „Złoty Środek Poezji” za najlepszy debiut poetycki tegoż właśnie roku.
Na szczęście tym razem nie musiałem zbyt długo czekać, bo od ostatniej jego książki Widoczna i niewidzialna wydanej w Instytucie Mikołowskim im. Rafała Wojaczka, minął zaledwie rok i Jarosz pojawił się z kolejną swoją poetycką narracją. Narracją mikro iluminacji zamkniętych w szczególe na pierwszy rzut oka nieważnym, nieistotnym, a dla zwykłego śmiertelnika po prostu kompletnie niezauważalnym. 

Fundacja Kultury AFRONT, z niezastąpionym Olgerdem Dziechciarzem, oddała w ręce czytelników tom Wietrzna pamiątka (Bukowno 2024). Pięćdziesiąt dwa wiersze. Pięćdziesiąt dwa uderzenia na literackiej perkusji przez muzyka, który wie, w jaki bęben słowa uderzyć i do tego jeszcze, w którym momencie i z jaką siłą. Pięćdziesiąt dwie ścieżki solowej gry, które układają się w jeden metafizyczny bit „pękania świata”. Niemal w każdym z wierszy Jarosz, jak na swojej perkusji, w początkowych frazach delikatnie uderza w werbel i talerze hi-hat. Potem powoli  przechodzi do mocniejszych uderzeń w bębny Tom Tom, by w końcu w ostatnich frazach zakończyć mocną pointą, niczym gromkim uderzeniem w bęben Floor Tom. Tak dzieje się choćby w wierszu Sztuka/sztuka:

[ delikatne uderzenia w werbel i talerze hi-hat ]
„Nigdy nie poznamy muzyki,
którą słyszał kompozytor;
kolejne wersje to tylko
interpretacje dyrygentów-
[ wchodzą mocniejsze uderzenia bębnów Tom Tom ]
uświadomiłem to sobie,
po śmierci kumpla. Z tamtych
wietrznych dni pamiętam
jeszcze jedno: idę wzdłuż muru
na przystanek koło emalierni
[ na koniec mocno: Floor Tom ]
i świat pęka”.

Czym jednak byłaby perkusja bez stopy i basowego bębna, który stanowi bardzo ważną rolę w całym zestawie perkusyjnym? W książce Jarosza, tak jak centrala w perkusji, tak i tu literacki taktownik wybija pewien rytm, a właściwie kilka powtarzających się rytmów, na bazie których autor tworzy różne przejścia w trakcie trwania jego literackiego solo. I tak na bębnie taktowym Jarosz wybija kilka podstawowych rytmów oscylujących wokół przemijania, śmierci, samotności, a nawet nicości, o czym sam pisze: „uświadamiając sobie,/ dla którego kiedyś wszystko mogło być poezją,/ by na koniec stała się nią nicość” (Gwiazdki). Właśnie to przeciekanie nicości w wierszach sprawia, że często odnosi się wrażenie, że to poezja znajduje Jarosza i zaskakuje go w najmniej spodziewanych momentach, miejscach, sytuacjach, relacjach – a nie odwrotnie. Tak jak w wierszu Mechanik:

„W radiu piosenka: „A kiedy przyjdzie
na ciebie czas, a przyjdzie czas na ciebie”-
nie wiem, czy włożyć tu jej słowa. Tym bardziej,
że po południu odwiedzam z kuzynką

umierającego Jacka (ukraińska, otyła
opiekunka, nieczuły syn, inhalator),
a rano pisze do niej: „Już chyba lepiej, żeby
siedział na działce i miał wszystkich w dupie”.
Tylko nie ma siły być sam”.

To jednak nie wszystko, bo na te zaskoczenia - wraz z ich wszystkimi konsekwencjami - poeta się otwiera, dlatego momentami to otwarcie przechodzi w podświadome duchowo-metafizyczne przeczucie, mikro przebłyski jakiejś nie do końca jeszcze uświadomionej tęsknoty do czegoś nieokreślonego, a momentami w poezję kontrapunktu, dysonansu czy rozczłonkowania. W poezję ciągłej wibracji. Ciągłej emanacji i głębokiego dialogu dwóch istnień: byt świat – byt Jarosz. To poezja ciągłego niepokoju wewnętrznego, bezustannego drgania przestrzeni wokół autora. Nic więc dziwnego, że coraz częściej, prowokowany tymi wszystkimi rozbłyskami światła w zdegradowanym świecie, wchodzi na wyższe poziomy rozumienia, wczucia w rzeczywistość. Stąd też zrozumiałe stają się jego powroty do dzieciństwa i młodości, jak w wierszach Obecność, A teraz wszyscy wkręcamy żaróweczki, czy Gwiazdki, które niejednokrotnie przybliżają go do coraz większej świadomości permanentnego rozkładu wszystkiego co wokół.

Wszystkie te przebłyski, punkty styku neuronów wszechświata na poziomie świadomości w wierszach Jarosza układają się w swoisty traktat multi iluminacyjny, z którego, mam wrażenie, wychodzi on zwycięsko, ale nie bez zadrapań i metafizycznych otarć, „zdradzony przez czas i ciało” (Narrator).

Łukasz Jarosz, Wietrzna pamiątka, Fundacja Kultury AFRONT, Bukowno 2024.



Rafał Kasprzyk - poeta, krytyk literacki, społecznik, organizator spotkań literackich „u Łuczeńczyka” w Gminnej Bibliotece Publicznej w Ludwinie. Laureat wielu konkursów poetyckich. Debiutował w 2018 r. tomem Interakcje (czyli życie oparte na węglu). W 2020 ukazała się Dychotomia. Wiersze publikował w „Dzienniku Polskim”, „Odrze”, „eleWatorze”, „Frazie”, „Afroncie”, „Przekroju”, „Helikopterze”, „Tlenie Literackim”, „Arkuszach Literackich”, „Akancie”, kwartalniku mniejszości polskiej na Ukrainie „Krynica” oraz w wielu antologiach. Jego teksty krytyczne można znaleźć w „Afroncie”, „Helikopterze”, „ArtPapierze”.


Komentarze


bottom of page