Radosław Wiśniewski – Bany ukraińskie (17)
- Mirek Drabczyk
- 1 dzień temu
- 9 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 9 godzin temu
Maj. Trzeba zmienić słowa, klucze, ale to ciągle o tym samym. Wiecie o kim, o czym
"W ostatnich dniach doszło do intensyfikacji rosyjskich działań dezinformacyjnych; Rosja konsekwentnie próbuje siać chaos informacyjny oraz manipulować obrazem agresji na Ukrainę" – podkreślił w czwartek rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.
Żaryn na Twitterze stwierdził, że rosyjskie działania dezinformujące, wzmożone w ostatnich dniach, są obliczone na "zmianę percepcji sytuacji przez Polaków". "Rosja konsekwentnie próbuje siać chaos informacyjny oraz manipulować obrazem agresji na Ukrainę" – stwierdził."
Bany się sypią po znajomych, nikt już nie kontroluje chyba ile i za co. To wygląda na wysiew botów z fejkowymi kontami, które potem automatem zgłaszają posty, konta, komentarze stosując pewnie wyszukiwanie przez słowa klucze. Na przykład te słowa z Tolkiena.
I się sypie. Obniża się napięcie społeczności. Wychodzą na pierwszy plan kotki, pieski, jedzonka, pierwsze fotki urlopowe, wojna się przykrywa, przysypuje. A chuj nas ta wojna. A i tak nie mam ja, ty, nikt na to wpływu. Panie, jedni drugich warci. I tak się przegina funkcja, przesila się i w końcu wychodzi na to, że jaka wojna, na lody poszliśmy dzisiaj przecież, słońce świeciło, ciesz się chłop tym co masz, co ci z tego wzmożenia, kup se grządkę do pielenia.
Nie jestem na tyle naiwny, żeby uważać, że zależy ode mnie wiele, jednak koncepcja myślących kamieni, świadomych ziaren piasku, które potrafią zatrzeć swoim oporem spore kołowroty jest mi miła i bliska.
I nie jest to tanie romantyzowanie wojny, tylko uznanie, że ktoś tu został postawiony w sytuacji granicznej, dosyć blisko i ani zipnie. A zatem "... jak powiedział to ktoś inny - możesz więc wpłyń na bieg lawiny". Cytat z pamięci. Sami wiecie z kogo.
Dzisiaj akurat sfinalizowaliśmy na jednym froncie wysyłkę termowizora o sporym zasięgu tam, gdzie trzeba.
I pewnie w sobotę albo w niedzielę tam należy pojedzie siedem czy sześć celowników, co udało się przy pomocy telefonów i rozmów bóg-wie-z-kim załatwić na innym froncie.
Gdyby nie wzmożenie tutaj i w wielu innych miejscach, prosty upór zwykłych ludzi, drobne gesty wsparcia to pieniądze na ten cel by się nigdy nie uzbierały. Nie są to czołgi, ale są to konkrety. Po kilka tysięcy sztuka.
Tak samo jak zrzutka na batalion medyczny, która toczy się trzeci miesiąc i osiągnęła 850% założonego celu. Ten pierwotny cel to miało być 5000 złotych, czyli mniej więcej 1000
Bez pisania, podawania sobie jeden drugiemu i bez emocji zbiórka by nie ruszyła, a co dopiero, żeby dała jakiś efekt.
Przypomnę – dzięki dobrej organizacji i wsparciu w ramach działań medycznych przeżywalność rannych, wszystkich, po ukraińskiej stronie oscyluje około 80%, po tamtej stronie (nie, nie użyję słów kluczy) - 30 - 50%.
Te 42 tysiące złotych to kawałek - bardzo drobny, ale jednak - tej historii.
To także wynik czegoś. co nieuchwytne, ale co nazywa się ogólną atmosferą, a tę można współtworzyć, na przykład pisaniem. Nawet za cenę tych głupich blokad i banów. Ban na fejsie robi się jak rana na wirtualnym polu walki.
A skoro o banach i czołgach mowa - pamiętacie zdjęty przez administranturę fejsboga post o polskich czołgach w liczbie grubo ponad 200 oddanych Ukrainie?
Pisałem wówczas, że niestety, z jednej strony te nasze T-72, są jako wozy nieco gorsze od ukraińskich T-64, chociaż dzielą z nimi wady post-sowieckich czołgów. Mają za to lepsze przyrządy łączności, być może polski system dowodzenia, który całkowicie rewolucjonizuje coś, co się nazywa świadomością sytuacyjną załogi, dowódcy. Mają też może lepsze przyrządy do widzenia i celowania w nocy. Pisałem też o tym, że te nasze czołgi nie mają pancerza reaktywnego, tych specjalnych kostek wypełnionych materiałami wybuchowymi, które mają redukować siłę pocisku kumulacyjnego, przeciwpancernego uderzającego specjalnie uformowanym strumieniem rozgrzanego powietrza i płynnego metalu.
No, to wczoraj wypłynęły zdjęcia tych naszych, chociaż już nienaszych T72M jadących na front. Mają już nałożone eleganckie kostki pancerza reaktywnego, zdaje się że czeskiej produkcji. Także taka to wojna - nasze czołgi na licencji sowieckiej, zmodyfikowane po polsku, wyposażone w czeski pancerz reaktywny pod flaga Ukrainy jada młócić sami wiecie kogo.
Sytuacja przypomina zaś dwóch wyczerpanych bokserów w bóg wie której rundzie jak wchodzą w klincz i jeden bije po żebrach i drugi, a obaj potwornie zmęczeni. I tak dołem się nawalają, ale głowę jeden na ramieniu drugiego opiera.
Azowstal skapitulował. Na rozkaz. Teraz obrońcy mają być wymienieni na jeńców drugiej strony. Politycy z Moskwy wyją i pohukują tu i tam że należy sądzić ich, specustawę nawet napisać. Ale w tym samym czasie potajemnie służby wiecie kogo wywożą ciała z Teatru w Mariupolu. Pamiętacie jeszcze? Wielki napis "Dzieci" przed teatrem.
Od siebie dodam tylko tyle, że na Łuku Donbasu naprzód, nie ma co ukrywać, że w żółwim tempie i za cenę wysokich dziennych strat posuwa się tylko jedna strona. Próba większego kontrataku ukraińskiego na południe Zaporoża raczej się nie powiodła, ale rzeczywiście jeżeli gdzieś oczekiwać mocniejszego uderzenia to gdzieś w ten lądowy korytarz jaki wyrąbano z Krymu przez Melitopol, Mariupol do Rostowa. Teren jest rozległy, trudny do gęstego obsadzenia i przygotowania do obrony.
Bo na przykład Chersoń, mimo, że pewnie znowu zaraz ktoś ostrzela Czornobajewkę ma od zachodu dwie linie obrony i ciągle się rozbudowuje. Czołowy atak tam nie ma sensu. Ale gdzieś między Łukiem Donbaskim a Dnipro - czemu nie, za jednym zamachem odcina się zaplecze Krymu, np. zajmując Nową Kachowkę, odcina się Chersoń od zachodu i przerywa lądowy korytarz. Jakby dobrze z tego kopa wymierzyć to mogłaby to być jedna z ostatnich bitew tej wojny. Ale nie wiem czy przed latem zbiorą się wystarczające siły, czy te, które są wytrzymają zanim zbiorą się te nowe oddziały.
Poważna sprawa powiadam. Mimo kapitulacji Azowstalu
losy się ważą.
A ja czuwam, chociaż może nie ma to wielkiego sensu.
Dzień 89. Znowu mgła wojny
Zatem Mariupol poddał się na rozkaz. Nie poddali się z własnej woli. Byli gotowi walczyć dalej. Nie umiem sobie poskładać do kupy ilu ich było w końcu. Były ewakuacje rannych, cywilów i ostatecznie kapitulacja.
Mówią że około 2250 ludzi. Ale w ewakuacji rannych było 52 ciężko i 260 lżej. To by dawało stosunek rannych i ocalałych mniej więcej 10 do 1. To by wystawiało tym ludziom, ich wyszkoleniu, umiejętności walki - w mojej ocenie cywila - bardzo wysokie świadectwo.
Ostatecznie, jak powiedział generał Patton, to bzdura, że żołnierz ma umierać za ojczyznę, ma sprawić, żeby to wróg umarł za swoją. O tym będą jeszcze pisać historycy wojskowości, ale wydaje mi się, że ci ludzie - pułk "Azow", 36 Brygada Piechoty Morskiej, oni wiedzieli jak to robić.
Nie wiadomo co z nimi będzie, ale w sprawę włączyło się ONZ i Międzynarodowy Czerwony Krzyż, może nie jakieś chwalebne instytucje, ale takie, które są oczami. Oczy patrzą. Może nie zapobiegną, ale będą widziały. Zapytacie co z tego?
W kwestiach praw jeńców ogromne znaczenie ma kwestia wzajemności. Jeżeli włos z głowy spadnie jeńcom z Azowstalu, nie chciałbym być w skórze jeńców rosyjskich branych lub nie przez Ukraińców.
Ostatecznie w ramach wymiany jeńców wrócił do Ukrainy jeden z obrońców Wyspy Węży, więc wszystko możliwe.
Chociaż polityka Ukrainy wobec jeńców rosyjskich, tworzenie numerów kontaktowych dla żołnierzy drugiej strony, którzy chcieli by zdezerterować, zakończyć wojnę, przeżyć, chociażby w obozie jenieckim - od początku wojny jest bardzo sensowna. Apelowanie do prostego instynktu samozachowawczego nawet w nazwie różnych akcji, numerów telefonów, portali - wróć z Ukrainy żywy - bardzo zmyślne.
Ciągle pożary w moskowii. I powiadają, nie są to pożary powodowane przez ukraińskich dywersantów, za długie ręce są potrzebne żeby rzucić tyle niedopałków w generalnie strzeżonych miejscach jak Centralny Instytut Aerohydrodynamiczny w Żukowskim. Żukowski to takie lotnisko gdzie pracowano nad najbardziej zaawansowanymi samolotami w ZSRR a potem rosji, ma jeden z najdłuższych pasów - ponad 5 kilometrów a w dawnych czasach kiedy to niby rosja miała iść ku otwarciu na zachód - odbywały się tutaj salony techniki lotniczej MAKS.
Na te relacje o rewelacjach się czekało dwa lata. Ho, ho MAKS to była impreza, która próbowała konkurować z Le Bergeuet i Franborough.
I myślicie co, łatwo jest podpalić taki instytut zaraz obok?
Pewnie nie, ale wczoraj się zapalił i palił się calkiem solidnie.
Chociaż mnie bardziej ciekawią podpalenia lokalnych biur werbunkowych armii w rosji. Było tych przypadków ponad dwanaście. I to znowu ani wielki spisek raczej, ani ukraiński sabotaż, raczej niechęć rosjan do służby wojskowej.
I myślę po raz kolejny o tym, że nadal są rosjanie, których stać na protest. Nadal nie są to tłumy, ale kto wie, może ludzie sobie zdali sprawę, że tłumów nie będzie. Za to wywołać pożar, podpalić coś, to już prościej. A władzę zaboli bardziej. I może to oni podpalają?
To o tych biurach werbunkowych.
Bo instytuty kosmonautyki, fabryki prochu, magazyny techniki wojskowej to raczej płoną za sprawą specsłużb, powiadają węgorze z Wołgi. Już tam się pod dywanem wyrzynają w walce o sukcesję po więdnącym prąciu który ma imię na w i nazwisko na p.
Prącie kolejny raz wzywa króla kartofli z Białorusi. Pewnie znowu mu będzie truć, że czas by wejść na tyły armii ukraińskiej, pojechać z tego Brześcia wzdłuż polskiej granicy i odciąć Ukrainę od dostaw broni.
Bo dostawy dla sił własnych będą wysychać raczej. Magazyny pełne u putiny, ale jakość tego co w magazynach coraz gorsza, a nowości nie będzie.
Przypomnę - straty w broni pancernej według Oryxa, a Oryx podaje tylko straty udokumentowane materiałem foto lub video - w zależności od typów sprzętu sięgają nawet 40%. Czterdzieści procent. W większości armii uznaje się, że jednostkę, która straciła więcej niż 45% stanu liniowego trzeba wycofać, bo nie nadaje się nawet do zadań biernej obrony.
Także może dojść do sytuacji, że te dostawy z zachodu przeważą szalę.
Kartoflowi zresztą rośnie kłopot. Pamiętacie ochotniczy batalion imienia Konstantego Kalinowskiego? Przypomnę, ochotnicza jednostka złożona z Białorusinów, których patronem został powstaniec styczniowy z 1863 roku - Konstanty Kalinowski, nasz powstaniec, chociaż obywatel Wielkiego Księstwa Litewskiego, który pisał swoje pisma po białorusku. Także piękny patronat. Jakby dawna Rzeczpospolita tam zmartwychwstała tylko lepsza, oparta o równość języków i narodów. Taki sen.
No i ten batalion mimo strat, w przekształcił się ostatnio w pułk w składzie dwóch batalionów. Nawet jeżeli te bataliony tylko tytularne, podobnie jak pułk, to znaczy że liczebność, mimo strat, wzrosła. I to są prawdziwi wojownicy Białorusi.
Taki pułk ostrzelanych zabijaków to dla Baćki może być spory kłopot w przyszłości i może go skłaniać do interwencji, żeby pokazać że jest inna armia białoruska.
Ale samotny rajd armii baćki z Brześcia przez Łuck ku granicy z Polską - nie wróżę powodzenia. Wielu jeńców, wiele zniszczonego sprzętu, wiele trupów.
Obok Białorusinów - przypomnę - są jeszcze inni z więzienia narodów - Gruzini, "Dobrzy Czeczeni", Rosjanie z Legionu "Wolna Rosja". Podobno też sporo rozproszonych kontaktorów z Kanady, Wielkiej Brytanii, Polski.
Tymczasem bardzo mało pewnych wiadomości z frontu. Wiadomo, że Siewierodnieck atakowany jest z trzech stron, za plecami ma rzekę i wzgórza, a na wzgórzach Liszcziańsk. W mosty na rzece trafiła rosyjska artyleria.
Ostrzał jednego działonu relacjonował rosyjski reporter, na żywo, kamerzysta złapał szeroki plan, był moździerz samobieżny S24 "Tulpan" i jego obsługa w tle. Kaliber 240mm, budzi szacunek.
Co ja powiedziałem? Że reporter pokazywał to w sowieckiej telewizji na żywo? No tak pokazywał zajadle, z tym szerokim planem w tle, że w trymiga zmacała ich ukraińska arta i szybko wszystko zrobiło się na martwo.
Ktoś widać oglądał ten materiał na żywo i to był ktoś kto obsługiwał coś podobnego z drugiej strony.
"Jednego mniej" - jak mawia spiker w World of Tanks kiedy zrobisz fraga.
A skoro o tym mowa. Krąży legenda, że jednemu z graczy, jak to się mówi w slangu gry - "fioletowemu" tajemniczy gość zaproponował pracę w Ukrainie jako operator "Bayraktara". Mówił, to podobnie jak w WOT, musisz mieć intuicje jak się przeciwnik ruszy i umieścić tam pocisk, żeby spotkał się przeciwnikiem. Nie celujesz w cel tylko miejsce gdzie cel będzie zaraz.
Nie wiem czy to prawda i czy facet zmienił pracę. Ale brzmi prawdopodobnie.
W ogóle nie wiem czy wiecie, że Ukraińcy obcykali taki społecznościowy portal do lokalizacji rosyjskich wojsk, pozycji arty i tak dalej. Osoby nawet przypadkowe mogą się do portalu zalogować i podać dane tego co gdzie i kiedy widziały. Dowódca baterii w czasie rzeczywistym pobiera dane, może je zgrać z GPS i jeb. O tym też jeszcze sobie kiedyś poczytamy.
Ale to epizod. Mosty za Siewierodnieckiem pozrywane albo uszkodzone. Na północ za nimi wisi nawis Izjum. Na południe pękła linia obrony pod Popasną. Są kontrataki, są informacje, że mimo pękniętego frontu tamci nie mają sił żeby rozwinąć powodzenie dużo dalej, ale też wystarczy im kilka kilometrów, żeby zablokować drogi odwrotu.
Pytanie czy Ukraińcy się wycofają.
Wiecie dlaczego się nie cofają. Wiecie dobrze. Po pierwsze nie ma wielkiej nadziei, że jak się wycofają to wrócą. Po drugie nikt nie chce drugiej Buczy czy Irpienia, a krematoria mobilne czekają. Nie ma ciała, nie ma zbrodni. Stara zasada.
Także nie chcą się cofać bo to nie jest wojna o zasiewy, o domy, jak mówił Aragorn do Theodena na murach Helmowego Jaru. Ta druga armia idzie zabijać wszystko co żyje.
Dlatego nie chcą się cofać.
Ale chyba będą musieli się wycofać, chyba że zamienią Siewierodnieck w drugi Mariupol. Może z jakimiś szansami na odsiecz, na szarżę Rohirrimów.
Pocieszające jest to, że mimo ciężkiej sytuacji ukraińską armie stać ciągle na rotowanie jeżeli nie jednostek to ludzi lub grup ludzi. Tydzień, dwa do domu i znowu strefa zero. To bardzo mądre.
Potwierdzają to kuropatwy z Konotopy.
Okonie w Dońcu mówią, że Ukraina zbiera siły do kontruderzenia. Ale chyba nie mają racji. Jedyny sensowny kierunek to uderzenie gdzieś z rejonu Zaporoże, Hulajpole na południe - Biredańsk, Melitopol i może jeszcze takim sierpem na tyły Chersonia i Nowej Kachowki. A okonie powiadają że nie, że czołowo na Chersoń i linie Dniepru.
Z kolei śledzie atlantyckie powiadają że takiej ilości statków załadowanych bronią, płynących do Europy ze Stanów Zjednoczonych nie widziały od 80 lat. Ale zanim broń dopłynie, przejedzie kolejami tam gdzie ma trafić, wojsko się z nią zapozna, nauczy używać - pewnie minie kilka tygodni.
Inna sprawa, że teksańskie wiewiórki mówiły, że szkolenie idzie kaskadowo. Od jakiegoś czasu szkolą się Ukraińcy tu i tam, ale nie w Ukrainie tylko tam gdzie ta broń jest. I jak broń trafia blisko frontu to razem z przeszkolonymi obsługami, które szkolą kolejne obsługi. Tak w przypadku niektórych sprzętów podobno się da.
Kończy się maj.
