top of page
Klątwa rzucona przez starszyznę wiary w Jahwe nie była polemiką z Twoimi argumentami, nie zawierała nawet uzasadnienia – nie było w niej nic ponad ogólnikowe oskarżenie o “okropną herezję” (po portugalsku “horrendas heregios”). Wygląda na to, że starszyzna po cichu uznała Twoje racje, i nawet nie miała śmiałości z nimi dyskutować. Łatwiej im było Cię wypędzić, niż udowodnić Ci kłamstwo, gdy w swoim traktacie wykazywałeś, że religijne pojmowanie Boga było nieprawdziwe u samych fundamentów. W następstwie klątwy wyniosłeś się z Amsterdamu, podjąłeś pracę zarobkową, a wolny czas poświęcałeś na studiowanie nauk i pisanie traktatów o etyce, teologii i filozofii. Prawa do posługiwania się rozumem nie mogła Ci odebrać żadna Rada Starszych.
Przyznam, nie daje mi spokoju pytanie, jak zareagowałeś na klątwę. Czy byłeś rozczarowany i zdruzgotany? A może jednak poczułeś rodzaj ulgi, że oto pępowina została odcięta i będziesz mógł myśleć po swojemu, nie oglądając się na ludzkie opinie. Czułeś pewnie, że Twoi współwyznawcy, nawet pewnie o tym nie wiedząc, darowali ci wolność. Byłeś zdolnym studentem Tory, może ktoś tam w gminie liczył, że zostaniesz rabinem, a Ty zrobiłeś coś, co ich zaskoczyło i oburzyło. W rezultacie, oni pozostali w oblężonej twierdzy, a Ty wyszedłeś na zewnątrz. Chcieli Cię ukarać, a dostałeś od nich cenny prezent. Trudno mi nawet wyobrazić sobie tamte czasy, religijność w XVII wieku miała inne oblicze, inną temperaturę, mocniej więziła człowieka niż religia obecna będąca już tylko własną karykaturą.
bottom of page