top of page

Mirosław Drabczyk –  List do Spinozy

         

Na imię mam Benedykt, jesteśmy imiennikami, chociaż Ty bardziej jesteś znany jako Baruch lub Bento – każde imię pochodzi z innego języka i w każdym oznacza “wyróżnionego przez Boga” albo “sławiącego Boga”. Trudno o lepsze dopasowanie imienia do Twego powołania. Całe dorosłe życie zajmowałeś się Bogiem, tłumaczyłeś jego naturę, pisałeś traktaty objaśniające istotę jego jedności z wszechświatem, wdawałeś się w polemiki. Nazwano Cię za to heretykiem. To nie paradoks, Twoje tezy zwyczajnie nie pasowały do religijnych dogmatów. Zdziwisz się Baruchu, ale one nadal nie pasują, choć od czasu Twych pierwszych publikacji minęło 350 lat. 

Wychowywałeś się w Amsterdamie, w rodzinie uchodźców z Portugalii, chodziłeś do żydowskiej szkoły, mówiłeś po portugalsku i hebrajsku, zapowiadałeś się na sumiennego badacza Tory, zdobywałeś uznanie starszyzny.  Ale zaledwie dorosłeś, zacząłeś dociekać spraw boskich po swojemu. Fascynowała Cię gramatyka hebrajska, matematyka i geometria. Studiowałeś pisma Kartezjusza, zacząłeś pisać artykuły filozoficzne, a wkrótce opublikowałeś traktat, w którym postawiłeś tezę, że człowiek może poznawać świat nie powierzając tej roli żadnym pośrednikom. Zabrałeś głos na temat istnienia Boga, duszy i pośmiertnych losów człowieka. Pech chciał, że Twoja wspólnota religijna rozumiała te sprawy zupełnie inaczej. Rada Starszych gminy żydowskiej szybko podjęła kroki, aby Twój radykalizm nie udzielił się pozostałym. Zostałeś wyrzucony poza nawias społeczności, w której wzrastałeś. Zostałeś wyjęty spod prawa i musiało Cię to zaboleć, nawet jeśli to już nie było Twoje prawo. Członkowie starszyzny w zapiekłości swojej pozbawili Cię majątku. Musiałeś potem sądownie dochodzić praw do przedmiotów odziedziczonych po zmarłych rodzicach.   
Zastanawia mnie jedno: pisałeś swój traktat przez parę lat i to co tam umieściłeś, stało w jawnej sprzeczności z doktrynami Twojej wiary. Musiałeś się spodziewać, że ziomkowie w wysokich kapeluszach się wściekną. Przyznaj Baruchu, liczyłeś, że tak się stanie. Chciałeś starszyznę gminną sprowokować, żeby się od nich uwolnić. Nie zaprzeczaj. Może nie przewidziałeś, że kara będzie tak dotkliwa, ale cóż, to oni mieli władzę i musieli wypędzić Cię, żeby pozbyć się zatrutego owocu. Że było Ci potem ciężko? Wolność to nie jest łatwy kawałek chleba, ale chyba niczego nie żałujesz.

Postanowieniem Aniołów i za wolą Świętych  wykluczamy, odżegnujemy się, skazujemy na hańbę i wyklinamy Barucha de Espinozę. Za zgodą Pana Naszego i za aprobatą całej świętej gminy, w obliczu świętych Ksiąg Prawa, gdzie spisanych jest 613 przepisów, wypowiadamy przeciw niemu klątwę, którą Jozue przeklął Jerycho i klątwę, którą Eliasz przeklął swe dzieci i wszystkie klątwy przepisane przez Prawo.
  Niech będzie przeklęty w dzień i w nocy, niech będzie przeklęty, kiedy kładzie się do snu i niech będzie przeklęty, kiedy wstaje; niech będzie przeklęty, kiedy wychodzi i niech będzie przeklęty, kiedy wraca. Oby spodobało się Bogu nie udzielić mu swego przebaczenia. Gniew i złość Pana rozpętają się przeciw temu człowiekowi i zleją na jego głowę wszystkie klątwy przepisane w Księdze Prawa. I Pan wymaże jego imię pod firmamentem niebios i Pan wygna go, na jego zgubę, spośród wszystkich plemion Izraela i obłoży go wszystkimi przekleństwami Niebios.    Nie wolno im utrzymywać stosunków osobistych i listownych, wyświadczać najmniejszej przysługi, przebywać pod jego dachem, nawet zbliżyć się na mniej niż cztery łokcie, czytać jakiekolwiek teksty wyszłe spod jego pióra. 

No i tak to szło. Zachowanie Rady Starszych było z jednej strony zrozumiałe, z drugiej okrutne, a jednocześnie zupełnie żałosne. Powtarzanie napuszonych pustych gróźb dowodziło ich bezradności. Gdybym ja dostał tak nadęty list, parsknąłbym śmiechem, a potem odesłał autorom jego kopię, na której dorysowałbym wykrzywione grymasem buźki, albo zaciśniętą dłoń z wysuniętym środkowym palcem. Byłoby z czego kpić: ich święte oburzenie zasługuje na śmiech i pogardę, a zawiłe figury stylistyczne  i bezczelne powoływanie się na wolę Boga oraz na jakieś archaiczne prawa – na wzruszenie ramion. Tobie z pewnością nie było do śmiechu, miałeś wtedy zaledwie 24 lata.  Ciekaw jestem, czy płakałeś. Czy tak zwyczajnie, w poczuciu bezsilności i niesprawiedliwości głośno ryczałeś i lałeś łzy? Jak to było w Twoich czasach? Czy byli wtedy jacyś doradcy, którzy zalecali mężczyznom, aby uwalniali emocje i uderzali w płacz? W naszych czasach męski płacz jest zalecany jako sposób na rozładowanie agresji i zjednoczenie się z osobowym ja. Ale nie odbiegajmy od tematu.

Klątwa rzucona przez starszyznę wiary w Jahwe nie była polemiką z Twoimi argumentami, nie zawierała nawet uzasadnienia – nie było w niej nic ponad ogólnikowe oskarżenie o “okropną herezję” (po portugalsku “horrendas heregios”). Wygląda na to, że starszyzna po cichu uznała Twoje racje, i nawet nie miała śmiałości z nimi dyskutować. Łatwiej im było Cię wypędzić, niż udowodnić Ci kłamstwo, gdy w swoim traktacie wykazywałeś, że religijne pojmowanie Boga było nieprawdziwe u samych fundamentów. W następstwie klątwy wyniosłeś się z Amsterdamu, podjąłeś pracę zarobkową, a wolny czas poświęcałeś na studiowanie nauk i pisanie traktatów o etyce, teologii i filozofii.  Prawa do posługiwania się rozumem nie mogła Ci odebrać żadna Rada Starszych. Przyznam, nie daje mi spokoju pytanie, jak zareagowałeś na klątwę. Czy byłeś   rozczarowany i zdruzgotany? A może jednak poczułeś rodzaj ulgi, że oto pępowina została odcięta i będziesz mógł myśleć po swojemu, nie oglądając się na ludzkie opinie. Czułeś pewnie, że Twoi współwyznawcy, nawet pewnie o tym nie wiedząc,  darowali ci wolność. Byłeś zdolnym studentem Tory, może ktoś tam w gminie liczył, że zostaniesz rabinem, a  Ty zrobiłeś coś, co ich zaskoczyło i oburzyło. W rezultacie, oni pozostali w oblężonej twierdzy, a Ty wyszedłeś na zewnątrz. Chcieli Cię ukarać, a dostałeś od nich cenny prezent.  Trudno mi nawet wyobrazić sobie tamte czasy, religijność w XVII wieku miała inne oblicze, inną temperaturę, mocniej więziła człowieka niż religia obecna będąca już tylko własną karykaturą.
Kiedy  w 1670 wydano drukiem Twoje najważniejsze dzieło “Traktat teologiczno-polityczny”  jakiś fanatyk nazwał je “książką wykutą w piekle przez samego diabła”. Nie zrobił tego prywatnie. Zaatakował Cię ponieważ uznał, że w ten sposób broni swojej religii. Wyobraź sobie, że współcześni zeloci też używają piekielnych porównań, gdy nie podoba im się jakaś współczesna książka, jakiś film, obraz, rzeźba. Atakują autorów równie agresywnie, jak Ciebie atakowano wówczas. Przez długie lata chodziłeś w tym samym płaszczu z niezacerowaną dziurą po nożu, którym pewien nawiedzony szaleniec usiłował Cię zabić na schodach synagogi w Amsterdamie. Powiedz, czego symbolem miała być  ta pozostawiona dziura w płaszczu? Czy bardziej zależało Ci na pokazaniu światu swojej nieugiętości w głoszeniu prawdy niż na elegancji i schludności? Czy może miała to być przestroga przed szaleńcami, którzy w bezsilnej złości sięgają po narzędzia zbrodni?  A może po prostu, chciałeś pokazać ludziom, jak groźny jest fanatyzm? Nie chcę Cię smucić, ale w moich czasach, a mamy wiek XXI, fanatycy nadal zabijają inaczej myślących. Rzadko sięgają po nóż, bo mają do dyspozycji narzędzia skuteczniejsze.  Ale bywa też nóż.

Twoi ówcześni prześladowcy byli przedstawicielami tej samej kategorii ludzi, którzy od tysiącleci w imię obrony własnej pozycji społecznej i własnego bogactwa nękali osoby o poglądach zagrażających porządkowi społecznemu przez nich ustanowionemu. Zawsze za prześladowaniem ludzkich dążeń do niezależności i wolności stoi ta sama mentalność. Tak się składa, że grupy prześladowcze broniły zazwyczaj monarchii, panującej religii albo – jak to było w XX wieku  – autorytarnych ideologii, które nie znosiły konkurencji i z furią zwalczały wszelkie przejawy wolnego myślenia. I tak, jak znane Ci instytucje religijne XXVII-wiecznej Holandii zwalczały odszczepieńców i innowierców, tak owe pseudo-religijne ideologie, mające w dyspozycji nieograniczone środki, na masową skalę dręczyły i zabijały ludzi. Nie wszystkich zabijano i nie od razu. Tych, którzy mieli być użytecznymi sługami urabiano za pomocą indoktrynacji, systemu kar a także za pomocą cenzury – jej zadaniem było ograniczanie i eliminacja swobodnej wymiany myśli, rozwoju niezależnej filozofii, literatury i sztuk. Dla każdej władzy autorytarnej, (świeckiej lub religijnej) opartej  na kłamstwie i utrzymywaniu ludu w ignorancji rozwój nauki i oświaty zawsze stanowi zagrożenie. Gdybyś żył w naszych czasach – cudem ocalały z nazistowskich prześladowań i bolszewickich pogromów –  gdybyś widział, w jak okrutny sposób te dwie zbrodnicze formacje wdrażały w czyn swoje ideologie – zmieniłbyś  trochę perspektywę patrzenia na to, co Ciebie spotkało. Ty zostałeś zraniony tym śmiesznym listem, co owszem, było niedogodnością, ale przecież trudno ją porównać do śmierci w komorze gazowej albo w wyniku przestrzelenia potylicy i zrzucenia zwłok do dołu z wapnem. Taki mieliśmy wiek XX.   

Czy wiesz, jak współcześni encyklopedyści opisują nurt filozoficzny, którego byłeś wybitnym przedstawicielem? Nazywają Was racjonalistami (w Twoich czasach chyba nie używaliście jeszcze tego terminu) czyli zwolennikami takiego podejścia do filozofii, aby ta filozofia nie była więcej kolejnym mitem, baśnią czy literaturą, tylko solidną nauką, która odzwierciedla rzeczywistość w taki sam możliwie ścisły sposób, jak czyni to matematyka. To Wy, Baruchu ogłosiliście światu, że nie ma żadnego życia po śmierci, daliście milionom uciśnionych ludzi wytchnienie od pośmiertnych kar, od czyśćca i piekła.  Daliście im nową perspektywę widzenia spraw ostatecznych. Przed Wami była tylko jedna: nagroda w niebie albo kara w piekle. Żadnej trzeciej drogi.  
Wam – racjonalistom – zawdzięczamy logiczną konstatację, że nie ma czegoś takiego jak nieśmiertelna dusza. Dwa wieki później dowiódł tego Darwin publikując dzieło “O powstawaniu gatunków”. Według jego teorii, człowiek powstał w wyniku ewolucji, co znaczy, że na pewnym etapie rozwoju niewiele różnił się od małpy, a jeszcze wcześniej przypominał robaka. Pytanie racjonalistów brzmiało: w którym momencie trwającej miniony lat ewolucji  “nieśmiertelna dusza” wnika w ciało człowieka? I po czym owa dusza poznaje, że jej nosicielem nie będzie już małpa lecz dumnie brzmiący człowiek z krzesiwem w ręku?    Byłeś jednym z tych, którzy dla nas przecierali ścieżki wiedzy. Swoją pracą nadałeś znaczenie ludzkiemu rozumowi, wskazałeś, jaki potencjał tkwi w naszym rozpoznawaniu świata oraz jak wielką przeszkodą w odkrywaniu tajemnic świata materialnego jest zabobonna wiara. Znawcy historii filozofii twierdzą, że Twoja myśl była inspiracją nowożytnego racjonalnego humanizmu, dzięki któremu ludzkość zdobiła całkiem spory krok w zrozumieniu samej siebie i co więcej, odważyła się badać świat materialny. Lot człowieka na Księżyc to, między innymi, Twoja robota. Rewolucja rodzi się z buntu a Twoje umysłowe dzieło dało fundamenty rewolucji zwanej Oświeceniem. Lubię takich buntowników i właśnie z tego powodu do Ciebie piszę. Potraktuj Baruchu ten list jako formę podzięki. Nie wiem, czy za twego życia ktoś Ci dziękował, czy znalazłeś czas na odczuwanie dumy i satysfakcji z tego, co osiągnąłeś? Może nie. Wszak byłeś pionierem, odyńcem-samotnikiem, który dopiero przeciera szlak dla innych. Może nikt nie zdążył powiedzieć Ci, jak bardzo przydałeś się ludzkości. 
Nie cały umarłeś Baruchu, pozostały Twoje dzieła i to właśnie było, a może nadal jest, powodem, dla którego nadal Cię kąsają. I robią to tacy sami ludzi, jak ci, którzy napisali tę idiotyczną klątwę. Twój domniemany i znienawidzony panteizm oraz teza o braku rozdzielności między materią a duchem nadal ich bardzo uwiera. Żaden religijny ideolog nie przepuści tak śmiałego wyzwania. Gdyby mogli, wyklęli by Cię nie tylko z gminy, ale i z ludzkości. Najchętniej wygumkowali by Cię z książek i podręczników, a wszystko dlatego, że nie mają żadnych dowodów na to, że duch i materia to dwa osobne byty, jakieś oderwane od siebie kategorie.
Za Twego życia nazywano Cię myślicielem radykalnym, bo miałeś odwagę odrzucić pojęcia wywodzące się z religii, no i postulowałeś, żeby zwrócić się ku logice i matematyce. W naszych czasach, jeśli ktoś trzyma się praw nauki, nie może być nazwany radykałem ani wichrzycielem, tylko rzetelnym naukowcem, o którym czasem mówi się górnolotnie – sługa rozumu. Wiesz, my w XXI wieku wchodzimy w epokę  prymatu inteligencji komputerowej  nad ludzką. O ile nie zawiedzie nas instynkt samozachowawczy, niedługo będziemy sługami rozumu większego, zupełnie od nas niezależnego, który sami do istnienia powołaliśmy. Wyobrażasz to sobie? Myśl ludzka stworzyła takie urządzenia techniczne, które nie tylko zastępują człowieka w prostych żmudnych czynnościach, ale które prześcigają go w szybkości i dokładności liczenia. Może przykro będzie Ci to usłyszeć, ale soczewki już od dawna szlifują maszyny i robią to o wiele precyzyjniej niż człowiek. Jak możesz się domyślać, nauka w ostatnich dwustu latach bardzo się rozwinęła, powstały zupełnie nowe jej dziedziny, a naukowcy mają do dyspozycji niewiarygodnie czułe narzędzia badawcze. To, co było zaledwie Twoją intuicją, okazało się naukową prawdą możliwą do zaobserwowania za pomocą czułych maszyn. Postulowałeś jedność z przyrodą – mamy to na poziomie molekuł i fizyki kwantowej. Jest dokładnie tak, jak twierdziłeś w swoim traktacie: nie ma niczego we wszechświecie, co nie podlegałoby wspólnym zasadom, nic nie jest od niczego oddzielone, jako ludzie jesteśmy z przyrodą jednością. I nie ma niczego ponad, niczego obok, niczego pod spodem - wszechświat jest całością. Nie wszyscy dawni  filozofowie, których nazwiska dziś znamy, mieli rację, ale Ty wypadłeś znakomicie – nauka potwierdza, że na poziomie bardzo małych cząstek, mniejszych niż atomy, istnieją cząstki znacznie subtelniejsze, na przykład prądy elektryczne, którym przypisuje się ogromną rolę w utrzymywaniu funkcjonowania świata jako nierozdzielnej całości. Te same cząstki, które buzują w nas, buzują również w organizmach zwierząt, roślin, minerałów a nawet gwiazd. Światło, energia, materia – w różnym natężeniu i proporcjach – tworzą nasz świat. My już zrozumieliśmy, że nie ma się kogo bać, dlatego w naszych oczach wcale nie jesteś radykalny. Po prostu wyprzedziłeś swoją epokę o jakieś 350 lat. Współcześni Cię nie rozumieli, dlatego cię poniżyli, pozbawili praw, wyrzucili poza wspólnotę. Najwięcej ucierpiałeś od tych, którzy kąsali Cię za życia. Przez ich bezduszność i ignorancję musiałeś szlifować soczewki zamiast w całości poświęcić się studiom filozoficznym. Ale są tacy, którzy broniąc dawnych dogmatów i mitologicznych fantazji kąsają Cię nadal. Nie są w stanie pojąć Twej prostej prawdy, co pokazuje, że niestety, rozum ludzki nie całkowicie zwyciężył. Mentalni spadkobiercy Twoich prześladowców w wysokich kapeluszach jeszcze kąsają, jeszcze szczerzą kły, ale są już w odwrocie i sami wyrzucają się poza nawias racjonalnego społeczeństwa pędzącego ku kolejnym odkryciom. Przynajmniej mam taką nadzieję. Powiedz Baruchu, czy ta nadzieja, albo jakakolwiek inna nadzieja, należy do świata racjonalnego? Bardzo bym chciał, aby tak było.
                                                                                                                               



Mirosław Drabczykuro­dził się w Zło­to­ryi na Dol­nym Ślą­sku. W pra­sie li­te­rac­kiej pu­bli­ko­wał opo­wia­da­nia, ese­je i wier­sze. W­ydał dwie ksiązki po­etyc­kie. Kil­ka jego prze­kła­dów we­szło do pierwszego w języku polskim zbioru poezji Garego Snyder'a Dlaczego kierowcy ciężarówek z drewnem wstają wcześniej niż adepci Zen. Jego autorskie wiersze znalazły się też w obu edycjach Przewodnika po zaminowanym terenie (2016, 2021). Miesz­ka w Du­bli­nie.





           
bottom of page