top of page

Michał Nizgorski – Wyrwane z Delfickiej

  • Mirek Drabczyk
  • 1 dzień temu
  • 4 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 8 godzin temu



Po wszystkim

– Odmówiłam ci tyłka, a następnie wyskoczyłeś z pościeli jak jakiś debil w głuchą noc.
Widziałam przez okno początek twojej wyprawy. Wsiadłeś w piątkę, która jedzie do Dębca.
Dobrze, że ci się nic nie stało. Myślałam o tym jednak wystarczająco długo…
Okazujmy sobie czułość, gdy nie mamy ochoty baraszkować. Tak swoją drogą, to gdy
wychodziłeś, trzasnąłeś drzwiami. Sąsiedzi dziś przyszli na skargę, ponieważ ich żółw błotny
dostał traumy. Zaprzestał kiwać głową, kiedy puszczają mu jego ulubioną północnokoreańską
piosenkę o dumie ziemniaka. Wiesz coś o tym?

– Tak, byliśmy u nich przecież i jego terrarium jest ustawione przy naszej ścianie. Skurwiel
mnie musiał podsłuchiwać, podczas oglądania dokumentu o dziedziczeniu kary w tym kraju
przez następne pokolenia, ale zdecydowanie zabrakło mi w tamtym momencie czułości i nie
miało to nic wspólnego z twoją odmową. Poczułem się jak intruz, więc opuściłem nasze
lokum. Już dobrze…


Gruszka

– Miałam dosyć. Powiedziałam córce, że wyjeżdżam do miasta po fidrygałki i zamknęłam się
w sypialni na klucz. Po niespełna godzinie usłyszałam huk z ogrodu, ale tknęło mnie, żeby po
prostu sobie darować moją reakcję.
W rodzinie sadowników upalne lato potrafi się przysłużyć do urodzaju… Zerknęłam przez
firankę. Pomyślałam, że nie pomyliłam się nic, a nic. Moja pełnoletnia córka wracała właśnie
z chłopakiem. Kołysała przy tym calutką czerwoną gruszką. Weszli tak do domu, następnie
huknęła ją na stole i w ekstazie krzyczała, żeby jej nie podgryzał zbyt mocno.
Chciałam im w odruchu matczynego serca zrobić idiotyczną awanturę. Pokrzyczeć, że się ze
mną nie liczą, ale przecież nie dość, że mnie nie było, to jeszcze mogłoby to zabrzmieć
perwersyjnie lub śmiesznie. Uznałam za właściwsze utracenie okazji do furczenia na nich.
Gdybym zachowała się inaczej, rozpoznaliby mnie jako nietaktowną kłamczuchę. Cóż, takie
są skutki niewyfrunięcia po fidrygałki, choć gdy kopulowali, chciałam krzyknąć, żeby się
ubezpieczali, ponieważ on pracuje w finansach.


Prawo do bułki

A jednak pisarstwo pomaga utrzymywać ład publiczny. Flanenruję, wałęsam się, idę po
chodniku. Walczą na okolicznym trawniku gołębie. We wszechświecie jest zdecydowanie za
mało bułek, pomyślałem. Zatrzymałem się i zacząłem dumać dalej, że tu może być potencjał
artystyczny. Wyciągnąłem notes. Stoję, doglądam batalii, to piszę, to kreślę…
Słyszę nagle pisk opon. Podnoszę więc głowę. Jakiś kierowca postanowił salwować się
ucieczką z parkingu… Podchodzę do miejsca zdarzenia. Jego samochód był zaparkowany w
strefie dla osób z niepełnosprawnościami. Och, gdyby to mógł widzieć Platon, może
dostrzegłby, że poruszanie się w obszarze literatury pięknej, pomaga stać na straży porządku.


Dogmatyzm

Świat jest systemem granic, nawet światło ją ma, choć różne są oczywiście jego źródła.
Gwiazdy, księżyce migoczące światłem odbitym, ale też ludzkie lampki. Nie powinienem w
nie patrzeć. Dzień i tak będzie oświetlony. Nic tak przecież nie tępi widzenia, jak długotrwałe
wpatrywanie się w źródło.

Im dłużej tkwię przy określonej perspektywie, tym większych powidoków dostanę. W błysku
intuicji wyobrażam sobie obraz A. Einsteina grającego na skrzypcach nad rozpoczętą partią
szachów, gdy czyni sławetną ,,małpią minę” do Arika Einsteina, czyli Krzysztofa Krawczyka
Izraela. Żywię przy tym nadzieję, że tak jak wzorcem metra jest odległość pokonywana przez
światło w próżni, tak moja wyobreska nie zostanie posądzona o ahistoryczność. Jeden z
drugim mieli czas, by się spotkać.

Inny twórca, Goethe, pisał, że ,,ograniczenie czyni mistrza” istnieją jednak takie klapki na
oczy, które są niepotrzebne. Od gapienia się jak sroka w gnat w jedno, mój horyzont stawał
się ciemny i uniemożliwiał mi dostrzeganie nawet ukochanych osób…
Gdy powidok słabł, polegałem instynktownie na innych zmysłach, bym mógł poznać ich po
głosie, dotyku, ale też wyczuciu obecności. Dokładnie tak jak czynił to widzący nad
widzących w starogreckim Ios, czyli niewidomy Homer.


Katecheza

– Proszę księdza, niebawem Wielkanoc. Widziałem nad stawem kaczkę, która biegała po
wodzie. Czy ona tak jak ksiądz naśladowała Chrystusa?
– Ani Chrystusa, ani Maryję, choć jej ciało ma błony. Teologia to coś więcej niż gra
wyobraźni!
– A proszę księdza, czy szpital ma mniejszą ilość leków, bo mamy lekcję religii w szkołach?
– Wyjdź z klasy, bo my tu snujemy prawdziwe refleksje! Widzę jednak, że żarty się Was
trzymają, więc dobrze.
Opowiem jeden. Wiecie, czym różni się spowiednik od dzięcioła? Jeden i drugi stukają w
drewno i właśnie! Dzięcioł w puszczy obstukuje tylko chorujące drzewa, a spowiednik
odpukuje dobrzejącą w akcie odpuszczenia grzechów duszę.
– Ja proszę księdza, jednak nie wyjdę, bo będę miała mniejszą frekwencję, ale też dlatego, że
mnie to zaciekawiło.
– To ja mam pytanie. Czy jakby sprzedano w akcie miłosierdzia jakiemuś miliarderowi
Watykan, to nie byłoby umierających z głodu dzieci w Afryce przez pół roku?
– Ale wtedy mógłby upaść Kościół… Przedmiotem zainteresowania teologii, są wybory
ludzkie i boskie. Nasza wspólnota jest potrzebna i w nią też wierzę. Dotknęliście mnie jednak
dziś do żywego, więc zgłoszę sprawę waszemu wychowawcy.
– Niech ksiądz się wstrzyma! Ja podchwycę to podobieństwo między dzięciołem a
spowiednikiem. Obydwaj stukają!
– Chamski żart.
– To powiem lepszy. Nie tylko teologom od picia wina zdwoił się wszechświat na doczesny i
wieczny. Proszę spojrzeć. Zainteresował dzisiejszą lekcją ksiądz koleżankę, a to już jest
pewien efekt lub owoc.
– Masz rację, ale niech te osoby, które są ateistami, powiedzą, jak się czują.
– Dobrze…
– Dobrze.
– Dobrze!









Michał Nizgorski – wydał książkę poetycką Wypchnięty z gniazda (2024). Sekretarz ,,Literatury, tej” przy Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich Oddziału Wielkopolskiego i redaktor „Zeszytów Poetyckich”.

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page