Michalina Cendrowska – cztery wiersze
- Miroslaw Drabczyk
- 26 gru 2024
- 2 minut(y) czytania
bajeczka niedługa
aż wylały się na ulice
poprzebierane w białe sukienki jak dzieci
jak do chrztu
tylko że im ciągle śnił się ciemny ogród
pełen dzikich bluszczów
i rosłych krasnali przyglądających się im zagadkowo
to były ich spotkania poza czasem
poza kształtem świata
ich ostatnia komunia i ostatnie życzenie
wyrywać słodycz garściami
rozgniatać na skórze dojrzewające czerwienie
godzina
aż rozpłyniesz się jak godzina
wyjawisz przede mną i przed światem
swoją pustkę i jak wysuszona gałąź
pęknie na dwa czarna opalizująca kula
obca planeta wykuta z obsydianu
nacierająca materia
rozkruszysz ją w ręce
aż wytryśnie lepka słodycz – falami – jak pulsujące życie
żywotna jak mrówcza kolonia
jak źrenice gdy w krwiobieg uderza extasy aż
będziemy podkładać języki aż
będziemy nabierać garściami aż
będziemy wysysali jak szpik aż
spłynie po nogawkach aż
rzeka wypluje na brzeg ślimaki okutane w trzęsidła
zdumiałe ryby o wstęgowatych torsach i pulsujących żołądkach
perlistymi ogonami uderzające o kamienie aż
wsiąkną na powrót w ziemię
zasklepią się koryta
i wyciągniemy się cisi i nadzy – niby martwi
ciężkimi oczami przewracając jak cielęta
pryzmat
zaklaszcz a to tańczy
wreszcie z jakichś mgieł i szeptów wyłania się
kanciata kreatura
może chłopiec w przetartych spodenkach
nie wiesz
kiedy przeżywasz świat po trzykroć
skomlesz o jeszcze jak szczenię wyrywasz się
o jak niemiło cię widzieć
któregoś dnia to wszystko zaczyna się
nie tak
budzę się nie z tym ciałem nie z tymi
myślami dryfuję po błękicie
i zaraz jasno skrzy się północ
wymykami się
dzień
szybko przechodzi w nowe
to chodzi
to papla
to krzyczy
to czuje
się
przez sny przez płotki
śni mi się seks na perskim dywanie
gonią za nami rydwany
to nie jest sen
