jak ich wtedy do zamku w Elsynorze no i będę tęsknił
nie tylko za tobą ale za uciekającym czasem
sam nie wiem za kim czy za czym bardziej
No to biorę butelkę cydru na szczęście
znalazł się w lodówce kiedym przestraszony
patrzył że go przecież nie ma i lezę na łąkę
choć w końcu się zbiera na burzę cały dzień
zwlekało ale co tam przejdzie jak zwykle bokiem
myślę i robię zdjęcia ciemnym chmurom
choć wolałbym tobie
A kiedy zaczyna grzmieć i błyskać i krople
robią się już grube jak winogrona biegnę przez łąkę
w sandałach i mokry nawet stopy mam mokre
ale na szczęście w czapce z daszkiem
nie lubię moich mokrych włosów w przeciwieństwie do twoich
wpadam w ostatniej chwili do bramy drzwi uchyla schowany
zawczasu sąsiad ten schorowany co na ławce wysiaduje
z wyraźną przyjemnością i grzecznie się kłania
Ten sam o którym mówili że był ubekiem a najwyżej przecież
esbekiem bo to nie te lata cydr jest trochę kwaśnosłodki
i znowu gdzieś grzmi gdy butelka już się kończy i znowu
oglądam twoje zdjęcia Co mnie tak wzięło? Nie wiem
Znowu nie wiem
Może stąd kolejna burza i cydr się już kończy bardziej
słodki niż kwaśny a zdjęcia błyskawic nie bardzo z telefonu
przesyłają się do komputera może z powodu burzy
co nade mną krąży w przeciwieństwie do twoich włosów
co niestety nie
Skąd ta nagła tęsknota i niespodziewana nie wiem
znowu nie wiem choć kto pyta nie zawsze otrzymuje odpowiedź
a tu ciągle leje jakby bramy Elsynoru były wciąż otwarte
to chyba lepiej że wróciłem kiedy dalej leje i tylko cydr skończony
no i tego też żal
Może pójdę po czipsy tylko deszcz przestanie
Jak tam?
Już mi trochę żal tej soboty nie z powodu burzy
niby miała być od rana tylko pomruczało
Może bo już odchodzi? Ale wszystko odchodzi
to żem w końcu poszedł na pole Tak się u nas mówi
Na pole i żem wziął ze sobą cydr I smutno się zrobiło
nie ma tyle zieleni co w powieściach o kowbojach
Jeszczem się zdążył wystraszyć że nie ma już cydru
no człek musi przecież czasami odpocząć
a ja ciągle sam Jednak coś gdzieś grzmi I koni tu też ni ma
Tak takich jak tam
równowaga
Wielu oczekuje jedynie (nie ma większych potrzeb)
nie przykłada wysiłku
– Sutra Wielkiego Słońca? Cnoty?
schowało się już za chmury i nie ma upału
objawienia nad wodą ta królewska para
sutra niezliczonych znaczeń słońce księżyc
co ślepym istotom służą jako oczu dwoje
jasna jest mądrość spokojne uczucie
wspaniale wspaniale
jak nie wpaść w pułapkę
Epitafium
Śpię w hotelu
w którym ostatni raz
zatrzymałem się
jakieś trzydzieści lat temu
nigdy naprawdę nie wiadomo gdzie popłynie woda
nigdy nie wiesz jak skończy się kolejna noc
ptaki zwykle zaczynają śpiewać około trzeciej nad ranem
harmonia i ciężka praca
kłaniamy się wzajemnie należy pamiętać okazać wszelki szacunek
jak to wszystko przecież słońca znowu nie ma stajemy w oddaleniu
ale słońca nie ma
— połączyć? krótkie chwile historie
ważne okoliczności kiedy się witamy sygnały policyjnych wozów
może karetek ciężka praca strażaków jest też nie bez znaczenia
nie mówimy już o miłości i rzeczywiście jakbyśmy odzyskiwali
pewność
Mariusz Sambor (ur. 1965) – autor surrealistycznej powieści poetyckiej Cztery Filary (2021), powieści I wszyscy go opuścili… (2021) oraz zbioru krótkich form prozatorsko-poetyckich Nieoczekiwane przestoje w chmurach (2022). W listopadzie 2023 roku ukazał się jego epistemologiczny komediodramat Pani Kołodziej. Publikował w czasopismach literackich oraz w antologiach: Strefa wolna. Wiersze przeciwko nienawiści i homofobii (2019), Wiersze i opowiadania doraźne 2020 (2020), Wiosnę odwołano. Antologia dzienników pandemicznych (2020) oraz Kosmonauci Nośnych Haseł (2022). Mieszka w Krakowie.