Mario Santiago Papasquiaro – trzy wiersze
- Mirek Drabczyk
- 15 godzin temu
- 3 minut(y) czytania
Nieubłagana pieśń
Sram na Boga
& wszystkich jego zmarłych
Sram na hostię
& na cipkę dziewicy
Sram na zmarłych
Boga Bogów
Na pychę Fryderyka Nietzschego
na drżące ciało mojej duszy
& na pokrzywy na wietrze ateisty
Na śmierć przedwczesną sprawiedliwych
na ulotność seksu & jego błyskawic
na czasownik odzwierzęcy
na wyobraźnię-kłącze
na teksty wiedzy tak odstawionej od piersi
Na granice światów
sram
Skupiony na pożarze moich porów
Na ten alkoholowy chwast, co mną wstrząsa
na nieskończone oko moich śladów
na dziką furię obłędu
na śmierć niemożliwą & jej ofiary
na jadowite błoto, co rozgrzewa
na skały ukochanej
na lewitację mojego kościotrupa
na kulawe serce niewyrażalnego
Na wodnisty alef moich ran
na szklany niepokój mojego zabójcy
na dłoń rozkoszy
na narkotyk gnieżdżący się w jego kłach
Na ogra filantropa & jego żonę
na grób przypadku tak obmacywany
na zarodek liryki / która jest gównem
Na powietrzny nawóz
na śpiochy z ropą
na czaszkę całego splendoru Charleville
Na szczury wciąż uciekające ze Statku Pijanego
na miękkie
na puszyste
& na bezbronne
Na eteryczne beknięcie ropuch
na wrzącą krew
na cienie
na różową flegmę świtów
na niedorzeczne szkło które wybrałem na ulicę w wąwozach nabrzmiałej Wenus
Na talerz uczty
na nocniki rozejmu
na zgniły grzyb & jego trójząb
Na genealogiczny guz US Army
na rozległy rodowód gówna
Otchłań & blask / przypadek & wiatr
Żyła otwarta od kości ogonowej po obojczyk
Łono upojenia
Płomień zakapturzonych harf
Na pachwiny bez pach Boga-wynalazcy-umarłych
na cichy i wieloraki szmer 2 łez
na morze : na jego pustynie :
& na siebie samego.
Infrakorespondencja
Morze dotyka naszych ciał
by poczuć swoje ciało
Tak samo w kamienistym Manzanillo
jak w Neviot / wyspie koralowców na pustyni
Odwzajemniamy jego solny uśmiech
rysując nasze imiona & pragnienia
na skorupach krabów
które wydają się szukać starych drewnianych nóg pożartych przez piasek
Morze staje na głowie
& śpiewa nam / w języku najbardziej nagim & bliskim naszemu dotykowi
Port Vendrés Ville ryczy jak wściekły tuńczyk w naszych oczach
Bernard wiesza 1 ze swoich zielonofluorescencyjnych kolczyków na najeżonej igłami
czuprynie 1 jeżowca
Pozostali rybacy z Saint Joan / Fetiche II
skąd ich krewetki wyznają prawdę na swój sposób
temu morzu które należy również do nich które je uważnie śledzi
Tam gdzie rozluźniają swoje nerwowe spodnie
& ich usta nie przestają wyć
gdzie ich wzrok sięga aż po migdałki Skały Gibraltarskiej
poruszające się niczym kości do gry lub srebrzyste ryby
w cieniu ich szklanek z rumem.
Jestem & nie
Jestem & nie upadłym aniołem
Który z czystego osłupienia topi w sotolu swe czyste łzy
Zapomniałem nawet zapachu liany która mi służyła
za teleskop & huśtawkę
Jedynie w snach widzę siebie błąkającego się po tej ojczyźnie całe serce osłabłe
Niegasnące światło flary
Źródło impulsów które gówniana niestrawność
tych topornych dni mi wymazuje
Lecę 1 sekundę & budzi mnie pogranicznik w łachmanach bólu
/ wcierając mi w pysk rozdarcie moich granic /
Mój wściekły kikut podskakuje
Moja aura truchleje nie znajdując odzwierciedlenia we wspomnieniach
Uniesienie ostatecznie traci grunt na 1/2 zakrętu
Wyję wzywając gwizd mojego Boga / który koaguluje
Nie pozwalając mi uszczknąć żadnego skwierczącego alkaloidowego decybela
czarnej dziury
Jestem & nie tym drżeniem które samo z siebie opróżnia swój śmietnik
1 wykrzyknieniem lawy rzuconym znienacka
Splamiony wiecznością
Deszczami / swędzeniem
Dzikimi gorączkami które 1 kęsem pożerają mój los
Jestem & nie zamarzniętym moczem Kaina w trakcie ucieczki
Wstrząsem który pchnął go do wykastrowania swych słonecznych komórek
Terrorem który miał go naznaczyć
Jak bydlę w rui któremu odwala
& nie atakuje swojego stada.
z hiszpańskiego przełożył Adrian Krysiak
