Marcin Zegadło – sześć wierszy44.Jeżeli mamy umrzeć razem,na co byliśmy umówieni,powinnaś wiedzieć, że w tamtenniedzielny poranek wyszedłemz domu nie myśląc o śmiercii miłości. A przecież stała sięśmierć i stała się miłość, którenie zmieszczą się do wierszabo wiersz to nie jest kosmos,tylko mieszkanie, w którymktoś czeka, innym razemnikogo tam nie ma. Dlatego,kiedy pytasz, dokąd szedłem,chciałbym, żebyś zapytała,skąd wracam, a ja odpowiem,że droga to jest taka wstążkaktórą wiąże się koniec z końcemalbo rzuca się ją na wiatr i patrzy.37.Uwierz mi. To nic osobistego.Dom stoi tak jak stał. Dzieci śmieją sięi płaczą na przemian. To co miałospłonąć na wiór – spłonęło.To co miało przetrwać - przetrwało.Dlatego niczego nie mogę ci obiecaćpoza śmiercią w ogniu, który najpierwzabiera, a później oddaje i wtedymówi się: zacznijmy od początku.I albo się zaczyna albo nie.36.Styczeń bez śniegu. Horyzontwidziany z wysoka. Pijesz słodką herbatę,a przecież narzekasz, że przytyłaś.Wyglądamy przez okno mając za plecamidom, który robiliśmy budząc sięi zasypiając na przemian, przekonanio własnym istnieniu. Zupełnie jakchore dzieci, którym mówi się:"To minie". A śmierć i tak przychodziżeby kraść im pościel. Bo to jest takazabawa, że tobie zostają kropelki ślinyna sutkach, mnie kilka przedmiotów,których nie mogę dotknąć.29."To jest taka noc, że się nie śpi"–- mówi ojciec. A tobie śni się pożar,który wstaje z martwych, żeby sięojciec mógł przy nim wygrzewać."Bierzcie dzieci z życia okruszki,skrawki, plamki. Ja jestem proch,a was pali światło odbite od wody"–- pisze nam ojciec w liście jakbysobie urządził prywatne zaświaty,a przecież żaden Bóg ojca nieprzytulał, kiedy się nad nim kołysałszpital jak chmura lizolu. A ty śniszćmy uwięzione w dłoniach. Bioręte ćmy do wiersza, bo kiedyśobiecałem ci napisać wierszo takiej śmierci, o której mówi się:"Nie bój się. Już po wszystkim.19.Czytaliśmy wiersz Roberta Hassao pierwszym roku małżeństwa, tenktóry tak lubisz i wtedy powiedziałaś:"Mogłabym już nigdy nie zasypiać".Zawiesiłaś głos tak, jakbyś chowaławalizkę do szafy. Ja poszedłem do kuchnipo herbatę, której jak zawsze nie zdążyłaśwypić, zanim wystygnie. Przez resztę nocytkwiliśmy w bezruchu przyglądając sięsobie jak zwierzęta, które zrzucająw ciemności miękkie futra i stygną.17.Kiedy czekaliśmy aż umrzedowiedziałem się, co to jestmikrokrążenie i dlaczego nie gojąsię rany. Nie wiem gdzie wtedy byłi czy pod jego powieką wirowałsen, ale jeśli tak – chciałbymżeby to był ten o latawcach,które puszczamy na wiatrw czerwcowy wieczór.Mam osiem lat i krzyczę:“Ucieknie nam, poleci do nieba,tato!” A on uśmiecha się, poprawiaokulary i mówi: "Nie bój sięNie bój". Tak jakby trzymałcały świat na sznurku.Marcin Zegadło(ur. 1977) - poeta, recenzent, publicysta, autor siedmiu tomów wierszy, ostatnio wydał Martwe i Ozdobne (2022), ósmy tom wierszy ukaże się na początku przyszłego roku. O książkach pisał do „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”.
44.Jeżeli mamy umrzeć razem,na co byliśmy umówieni,powinnaś wiedzieć, że w tamtenniedzielny poranek wyszedłemz domu nie myśląc o śmiercii miłości. A przecież stała sięśmierć i stała się miłość, którenie zmieszczą się do wierszabo wiersz to nie jest kosmos,tylko mieszkanie, w którymktoś czeka, innym razemnikogo tam nie ma. Dlatego,kiedy pytasz, dokąd szedłem,chciałbym, żebyś zapytała,skąd wracam, a ja odpowiem,że droga to jest taka wstążkaktórą wiąże się koniec z końcemalbo rzuca się ją na wiatr i patrzy.37.Uwierz mi. To nic osobistego.Dom stoi tak jak stał. Dzieci śmieją sięi płaczą na przemian. To co miałospłonąć na wiór – spłonęło.To co miało przetrwać - przetrwało.Dlatego niczego nie mogę ci obiecaćpoza śmiercią w ogniu, który najpierwzabiera, a później oddaje i wtedymówi się: zacznijmy od początku.I albo się zaczyna albo nie.36.Styczeń bez śniegu. Horyzontwidziany z wysoka. Pijesz słodką herbatę,a przecież narzekasz, że przytyłaś.Wyglądamy przez okno mając za plecamidom, który robiliśmy budząc sięi zasypiając na przemian, przekonanio własnym istnieniu. Zupełnie jakchore dzieci, którym mówi się:"To minie". A śmierć i tak przychodziżeby kraść im pościel. Bo to jest takazabawa, że tobie zostają kropelki ślinyna sutkach, mnie kilka przedmiotów,których nie mogę dotknąć.29."To jest taka noc, że się nie śpi"–- mówi ojciec. A tobie śni się pożar,który wstaje z martwych, żeby sięojciec mógł przy nim wygrzewać."Bierzcie dzieci z życia okruszki,skrawki, plamki. Ja jestem proch,a was pali światło odbite od wody"–- pisze nam ojciec w liście jakbysobie urządził prywatne zaświaty,a przecież żaden Bóg ojca nieprzytulał, kiedy się nad nim kołysałszpital jak chmura lizolu. A ty śniszćmy uwięzione w dłoniach. Bioręte ćmy do wiersza, bo kiedyśobiecałem ci napisać wierszo takiej śmierci, o której mówi się:"Nie bój się. Już po wszystkim.19.Czytaliśmy wiersz Roberta Hassao pierwszym roku małżeństwa, tenktóry tak lubisz i wtedy powiedziałaś:"Mogłabym już nigdy nie zasypiać".Zawiesiłaś głos tak, jakbyś chowaławalizkę do szafy. Ja poszedłem do kuchnipo herbatę, której jak zawsze nie zdążyłaśwypić, zanim wystygnie. Przez resztę nocytkwiliśmy w bezruchu przyglądając sięsobie jak zwierzęta, które zrzucająw ciemności miękkie futra i stygną.17.Kiedy czekaliśmy aż umrzedowiedziałem się, co to jestmikrokrążenie i dlaczego nie gojąsię rany. Nie wiem gdzie wtedy byłi czy pod jego powieką wirowałsen, ale jeśli tak – chciałbymżeby to był ten o latawcach,które puszczamy na wiatrw czerwcowy wieczór.Mam osiem lat i krzyczę:“Ucieknie nam, poleci do nieba,tato!” A on uśmiecha się, poprawiaokulary i mówi: "Nie bój sięNie bój". Tak jakby trzymałcały świat na sznurku.Marcin Zegadło(ur. 1977) - poeta, recenzent, publicysta, autor siedmiu tomów wierszy, ostatnio wydał Martwe i Ozdobne (2022), ósmy tom wierszy ukaże się na początku przyszłego roku. O książkach pisał do „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”.