top of page

Marcin Ostrychacz – trzy wiersze



Wiersz o pogodzie
Chrzcimy cyklony. Wlatujemy w ich oczy przejrzyste,
mierzymy puls i ciśnienie, podziwiamy z orbity.
Antycypujemy, by w porę uciec jak pająki
podczas powodzi stulecia.
Chrzcimy układy baryczne i śledzimy ich losy;
katastroficzny miniserial, który nas dotyczy.
Często rozmawiamy o ich wpływie na nastrój,
z braku słów lub lenistwa, być może ze strachu.
Śledzimy słonie tornad, zachwycając się trąbami
potężniejszymi od jerychońskich. Nazajutrz,
do czarnych worków zbieramy rozbite brzegi,
drzazgi kurortów i śniętych ludzi.


Po wizycie w Galerii Sztuk Pięknych w Ostrawie
Wpierw kopano ziemniaki, następnie węgiel dla huty
słynnej z jezior surówki i pieca wyższego od drzew,
domów, gmachów, kościołów. Praca wołała o ręce,
wieś kuliła się w cieniu kominów jak młoda sarna
w trawie podczas sianokosów. Widok poszarzał
jak koszule na sznurkach. Jak kości na deszczu. Słońce
straciło wiernych, pory roku straciły znaczenie.
Grały orkiestry dęte, milczały ptaki i drzewa;
nad potokami stali kluły się smocze pisklęta.
Nazajutrz wyciągały główki w stronę ciepłych krain.
Pod butem postępu działy się miasta. Rósł gruz jutra.
Patetyczniały symfonie pod batutami światła i prawa.
I wyciągały coraz większe głowy na południe,
w stronę kotła, nad którym pochylali się czarownicy.
Od tamtego czasu gruz jutra zdążył wielokrotnie
odziać się w chaszcze, powój, pokrzywę, oszlifować
wiatr.

Wolni ludzie,
którym ukradłeś fotografie przodków,
podwórka, domy, całe miasta
i poczucie bezpieczeństwa,
modlą się za ciebie.
Szare gołębie, którym zniszczyłeś
gzymsy i koty, którym zabrałeś
ciepło kołdry i poranki w kuchni,
modlą się za ciebie.
Mieszkania, do których księżyc
wpada przez dziury w ścianach,
cały Neptun spowity
atmosferą niepokoju –
modlą się za ciebie.
Matki twoich młodych sołdatów,
niedojrzałych i ślepych,
szlochających do słuchawki,
modlą się za ciebie.
I miliony matek na całym świecie,
modlą się jak nigdy, bo nigdy
nie modliły się za czyjąś śmierć.
Twoja śmierć może ocalić miliony.
Do modłów dołączają czarownice
na czubach wzgórz i szamani w jurtach.
Za śmierć, która może ocalić miliony,
modlą się niedźwiedzie.
W ich gwiezdnych oczach jesteś
przerażoną ofiarą na czerwonej dłoni.
Boisz się śpiewu spod gruzów miasta,
zbombardowanego na twój rozkaz,
śpiewu dziewczynki o włosach jak mlecze
w czerwcu, o oczach jak bezchmurne niebo,
bo wiesz, że śpiew tej dziewczynki –
o oczach jak niebo, o włosach jak mlecze –
jest głośniejszy od bomb
i nigdy nie ucichnie.



Marcin Ostrychacz
- tato trzech kotów, miłośnik syntezatorów i marszów przez dzikie ostępy. Na koncie poetyckim
ma cztery książki: Zamiatając pod wiatr, Ruje i wyciszenia, Cielenie lodowca oraz Lirogon.
bottom of page