top of page

Marcin Jurzysta – pięć wierszy


Przekroczyć próg niedzieli

Niedzielny poranek, i przepadam
"Sunday Morning" Nico & The Velvet Underground

ciemność i jej palce zawierają w sobie światło mocniejsze od nadziei
ćma ślizga się prosto po jej tępej krawędzi znikając w jasnej plamie
czy coś się stanie innego niż działo się zawsze odkąd sięgamy snem
dnem od którego odbijamy się miotając w pościeli jak bezwodne ryby

gdyby umieranie powidoków rozłożone na układankę z szybkich kroków
dało się oglądać jak kolejny powtarzany odcinek jak wyimek z narkozy
jaki słodki kompocik dziś złożył cię w kosteczkę na parkowej ławeczce
tam siedź tam jest twoja dystrofia wcześniej nie zapomnij nakarmić kota

szlocha już wczesny świt wszystkie ulice którymi kroczyłeś zanim pogubiłeś
ten jeden ratunkowy plan pan tu nie stał pan tu zawsze trwał jak przypowieść
o marnotrawnym czasie który wpada w objęcia wskazówek lepi się do cyferblatu

antydatuj te wypisy z siódmego dnia bo podobno szafa gra nawet jeśli cię nie rusza
sound który wzrusza jak moneta to są na to środki małe kolorowe psotki śmieszki
ścieżki których nie da się wytrzeć podeszwą zresztą dzwony już wieczór wieszczą


Palpitacje

Bo twoja kryształowa kula nie jest tak krystalicznie czysta Więc kiedy sobie siedzisz i się zastanawiasz Ja mam ten pierdolony cierń w sobie O mój Boże, to iluzja Mówię wam wszystkim, to sabotaż
" Sabotage" Beastie Boys

dawno skończyły się wakacje dojrzewają krągłe trepanowane sny
taki czerstwy czas chłopcze chleb jaki miałeś w zaciśniętych ustach
już nie karmi tylko mami obiecuje sytość a skurcze galopują falami
salwami wybuchają neurony gazowe palniki baloniki pełne sztormów

nie mów że jeszcze urodzą się słowa owinął ślad jak smutną gazetę
kawał mięsa przecieka krwią przez papier złość puściła soki i kapie
złapie cię za ciszę i wyciśnie dorodny dojrzały wrzask oniryczny sabotaż
marzenia i gościnne wizje ze ścięgnami podciętymi na wysokości szeptu

kości z odciskami ust preparują już pracowite mrówki i zaspane muzea
by nie zabrakło sterylnych trofeów dowodów że oto był jednak pijany czas
urabiał się po łokcie w nas poprawiał poduszkę jak zmarłemu w trumnie

tłumnie biegliśmy przez miasto a może przez ogromne rozwarte oko
głęboko pączkowała pewność że nie dostajesz tego co widzisz niecnoto
spiskujesz nad czymś co jest iluzją próbuję ci powiedzieć to sabotaż to błoto
Zgubiłem tętno świata

Serce, zapchane jak wysypisko
" No Suprises" Radiohead

droga jest po to żeby przelewać się z kąta w kąt skąd przychodzisz kurzu
niepoprawny zlepku ciemnych słów do głów nie przyszło nic policzalnego
nie będzie nic z tego tak jak nie było wczoraj i nie będzie gdy wyłysieje zdanie
codzienne szukanie pulsu przykładanie palca do murów strupów i skrzepów

przemów kardiotokografie podsłuchiwany w przelocie powrocie do początku
zanim umyjemy dzisiejsze zmory we wrzątku rozkołysz rozkołysz jeszcze raz dwa
trzy cztery odliczamy do cholery z hałasem z atlasem miejsc gdzie nigdy nie będziemy
odejdziemy stąd by odejść wiele razy nie pozbędziesz się skazy jej korzeń jest w języku

lufciku przez który stukają serca i macice nie zliczę ile już życzeń przetłuszczało twoje oko
matko którą przytulają macki pelotów by upewnić że bije w jedynym słusznym rytmie
przyjdzie minuta gdy krzyknie jak kaftan przykazał byś wydała owoc na pastwę czułości

mdłości przecież ustępują szybciej niż ślad kwiat więdnie prędzej niż paruje nasza wilgoć
ilość palpitacji jest policzona a ścieżka naznaczona jest zimnymi skurczami kamieniami
weź jeden chwyć mocno i połóż obok pozostałych niech śpi i śni o ciosach niezadanych


Głos prowadzącego

Będę świecić światłem prosto w twoje oczy Ty prawdopodobnie też zaświecisz na mnie "The Narcissist" Blur

tak to państwo poukładali tak to państwo urządzili
są spadki są skoki są nowości i propozycje w poczekalni
nieznani sprawcy i globtroterzy ślizgający się po pamięci
petenci przejęci kolejką do ust skąd ósmy smród świata

wymiata nam ktoś rytm spod oka oczekuje na aplauz
angaż na kompaktowych płytach nawet w featuringach
zaszywa się płytko podprogową instrukcję dla klakiera
wybieraj brak bo przecież zawsze masz go pod dostatkiem

tak to państwo poukładali tak to państwo urządzili
coraz mniej miejsca na milczenie bierność swobodny rozkład
rozgłośnia reanimuje głosy wciąż pulsują wrzask kiełkuje

czekamy na wasze listy z hałasu pocztówki z barykad
jak nas słychać w wąskim gardle przez które posuwa się
manifestacja jak piekący refluks jak przebudzony żal


O mały głos

okaże się czy propozycje przypadną państwu do gustu
w gąszczu singli łaskoczących membrany głaszczących sny
w miąższu bitu snującego się po eterze po słowach co są
sączą się w płytowych wkładkach po wybojach słojach drzew

tymczasem mleczna opowieść rośnie jak źrenice tętnice tańczą
tańczy też płomień na ziemi w gardle na granicach jak falach
faza startu jest inicjowana oko widzi więcej więcej słyszy ucho
świat kadr po kadrze zapada się głucho w ziemi w błocie w hałasie

czy czujesz jak odrywasz się od siebie zrzucasz ciężar światła
świecą już tylko perseidy a może to świeci pamięć jej odyseja
wybieraj kurs pod księżycem nie liczę godzin i strat to życie mija

przelatuje jak sierpniowy szerzeń który wleciał w środek mgnienia
nie szukaj tłumaczenia dla tej dialektyki spalone już bezpieczniki
lepiej wyjdźmy i zróbmy mu miejsce zanim użądli nas prosto w serce


Marcin Jurzysta (ur. 1983) – literaturoznawca, poeta, krytyk literacki. Autor tomów poetyckich: ciuciubabka (2011), Abrakadabra (2014), Chatamorgana (2018) oraz Spin-off (2021). Laureat Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz Konkursu „OFF Magazine” w Londynie. fot. Monika Axel

bottom of page