top of page

Maciej Skomorowski - dziewięć wierszy



Przyszłość pewnego złudzenia  
 
Z wiekiem dorastasz do wprawy w masturbacji, 
którą tak namacalnie zademonstrował Derrida  
w związku z Rousseau, (to, tamto pismo) z wiekiem  
jako singiel w wielkim mieście uczysz się ukraińskiego  
od krasnych Ukrainek, cieszysz się z szans życiowych  
w kosmopolitycznym kosmosie tuż przy metrze Rondo Daszyńskiego, 
ale nie wypada ci z głowy, wypaść nie może, ta stara piosenka  
Sweet Jane (jej automatyzmu psychicznego terapeutka  
Magda nie uznała za zaburzenie), więc przed całym miastem  
przyznajesz się do wprawdzie usprawiedliwionej przez miłość  
nikczemności miłości, oskarżenia o okrucieństwo, która jednak  
nie odnalazła tego, co było do znalezienia, chyba że dziś Karolina  
będzie przez jeden dzień Joanną - któż jak nie ona? 
a umówiony piątek jako spotkanie pożegnawcze 
potraktujesz z estymą, winną tej, która prowadziła cię  
przez te cztery ostatnie lata, nawet jeśli nie zrozumiała 
szczytu: (tłumaczę: na szczycie jest płaskowyż, miejsce  
dla kilku naszych flag, nie jednej). Polegamy. Ja już nie śpię,  
nie śnię, nie śmiem; za mojego życia kilkukrotnie zmieniały się  
oficjalne klasyfikacje DSM, ta cała nowa prokrastynacja 
w magazynach na półkach stacji benzynowych… Pod piekielnym  
słońcem sierpnia - gdzie znajdę duszę twardą twardością światła,  
hardą i trudną miłość, moje polisemiczne dzień dobry dla ciebie,  
sąsiedzie, znów chcę być sam, niesłusznie zarzucasz mi utratę  
kierunku. Tego lata przyjaciele nazywają mnie Ulisses. 


w progu

urodziłem się pierzasty i ślepy. moja akuszerka
nie spała przeze mnie. była zima stulecia, noc.
przemarznięte, głodne tłumy wychodziły na ulicę.

wiele razy zmieniałem opierzenie i wzrok ćwiczyłem
na tym, co akurat nazywało się sztuką. zimy
powracały cyklicznie. ulice pożerały tłumy.

wolę, wiedzę, pamięć przesłoniły pióra.
akuszerka miała zimne ręce, kiedy przyjmowała noc.
jej sztuka była ludowa, wskazywała na tłum.

okazało się, że warunkiem pamięci jest przeciwieństwo
ślepoty. wiedza zaczyna się wraz z nowym stuleciem,
a wola jest dana pierwotnie przy kruszeniu skorupki.

stulecie wydało zimną sztukę przetrwania. 
trzeba wiele wiedzieć, aby czynić nowe pochody.
pióra przesłoniły widok nocą mojej akuszerce.

tłum nakarmił się jajem i skrył się w skorupce.
wiedzieć to widzieć ślepy głód ulicy. stroję się
w piórka, stojąc w progu, niedługo.


Etyka jakości życia

Prowadzę kalendarz, więc - zakładając stabilności postanowień  
(za to ręczy się głową) - mogę powiedzieć, że znam przyszłość. Ruch 

wyprzedzający jak w "Traktacie o dobrej robocie", bo dobrej roboty
można się nauczyć, nie można nauczyć się jedynie moich wskazań, 

"Patrz na to!" - Wittgenstein przytacza powiedzenie arabskich matematyków 
czynią różnicę między mówieniem i pokazywaniem, nie patrz na palec, 

księżyc… Jutro znów, jak w najwyższej amplitudzie lipca, czekają nas 
trzydziestki, pot, tłumaczy amerykańskich proszę o przekład 

Na Farenheity. Kim stałem się po odejściu najlepszych przyjaciół, 
porzuceniu rodziny? - Czas ujawnia się w każdej sekundzie, 

z wolna zaczynam myśleć o tym, co na starość, to już się zaznacza, kostycznie, 
już teraz jestem delikatnie żulerski, let's say, ale zdrowe odżywianie i joga 

mogą bardzo pomóc, zawsze ufam lekarzom, MM, a ułatwienie dostępu 
do zawodu psychoterapeuty dla ludzi po filozofii, to nadal dla mnie perspektywa 

na przyszłość - dobra, i tu, na ulicy Czumy, gdzie żyję od dziesięciu lat, gdzie 
umrę zapewne, bo tu chcę umrzeć, gdzie każdy mnie zna (mogę także zrobić 

karierę w Radzie Nieruchomości, ale zaprzyjaźnione garnitury z ratusza  
o tej spółdzielni mają to samo zdanie: złodzieje!) - nie życzę sobie więcej  

złamanych serc. Od większych pieniędzy w tej wolskiej korpo dzielą mnie dwa,  
trzy kliknięcia, dystans niebotyczny, lecz chcę pokazać ojcu, że potrafię  

zarobić na siebie, bo na mnie kończy się linia, więc milczeć nie mogę. Jest 
sierpień i lekkie zmęczenie latem, kondycja wolnego człowieka, słońce.


Nieznani sprawcy

Przed oświetleniem Reja w Puławach
popełniono na tej ulicy kilka morderstw.
Za chwilę osiągnę granicę administracyjną 
miasta, nie jest zimno, idę prosto. Za ścianą
ciemnych drzew, przeciwlegle na torach 
hamują pociągi. Mogłem się przekonać,
że mój krzyk byłby niedosłyszalny w okolicy 
niemalże przez minutę. Tyle trwa żelazny szczęk. 
Coś mogło się wydarzyć, ktoś mógł zbiec. Zima, 
nie wiem, czy ktoś stoi w cieniu, gdzie.


przed świętami

chciałbym, żeby jakiś bóg
się wreszcie narodził. chciałbym
na święta trochę lepszych piosenek w 
w radio i rozejmów na świecie. chciałbym,
żeby jakiś bóg się wreszcie narodził
i przemówił nowym, potężnym słowem,
któremu znów moglibyśmy uwierzyć.


Biografie

Tomaszowi Wojtasiowi, lubelskiemu filozofowi

Staliśmy się tylko odrobinę bardziej drobnomieszczańscy.
Wyrobiliśmy nawyki, naczynia pozmywane. Zwielokrotniliśmy 
punkty widzenia, gromadzimy je, porównujemy.
Lekarz nas osłuchuje i z gabinetu wychodzimy pocieszeni,
bo przecież z niczego nie musimy jeszcze rezygnować – ryzykujemy.
Nadal czujemy się młodzi, choć alimenty są jak najbardziej na poważnie.

Identyfikujemy się poprawnie politycznie oraz gramy racjami,
wymieniamy argumenty, przede wszystkim na własny użytek.
Prowadzimy życie, umywamy ręce,
oczekujemy erotycznych snów.

Mogłoby się wydawać, że gładko dociągniemy do końca –
upewniają nas o tym znajomi, wybrane książki,
już teraz monotonna zmiana pór roku.
W końcu coś wiemy, choć koniec wymyka się myśleniu.

I nie jest to płacz. Nie jest to śmiech. Nie całkiem milczenie
w tych pourywanych, najczęściej z grzeczności, zdaniach.
I powiem, że testamenty, które powoli rosną w nas
w coraz zwięźlejszą formę,
będą doskonalsze niż możemy to sobie teraz wyobrazić.


Będzie padać

Dziś mam szansę na bitcoina. Padało, pada
i będzie padać cały dzień. Tylko pomyśleć
co telefony zrobiły z naszymi życiami…
To niby proste sylaby, wietnamski, jednakże
nie potrafię powtórzyć co w chińczyku mówił
sprzedawca frytek. Załapałem się na przypadkowy
kadr wczoraj wieczorem w parku - u mnie młodzież,
jak widać, także jest postępowa i uprawia sztukę.
Może srebro we krwi? Może domu ściany
wywalone jak języki? Może być też i tak, że wcale
nie musimy odrabiać lekcji - to Wy
musicie odrobić lekcje. Czas do tego przykładany 
niedokładnie odzwierciedla nakłady pracy, nie jest
lustrem doskonałym. - Ta jedna, jedyna. Pierwsza.
Okazja czyni złodzieja, więc kradnę buziaka. Nieprawda
podawana na słodko, z imbirem i suszonymi pomidorami -
jak ci smakuje? W tle drzewa kanadyjskiego lasu
na pulpicie, na ekranie, ja teraz tylko powielam siebie
samego z najlepszych chwil, bowiem szczęście, piękno
i dobroć zawsze mają jednaką twarz, uśmiech i łagodne
skinienie. Mam te zdjęcia dla ciebie. Nie zawiodę na środę.


bliżej, dalej, niepotrzebnej śmierci

ze spraw pilnych urząd skarbowy,
dwa dni na znalezienie trzeciej roboty,
ponawianie prób zapewnienia sobie odrobiny więcej
snu, od dziś siostra u mnie. oczywiście ukraina.

poza tym chciałbym dokończyć artykuł 
o lyotardzie, spotkać się z eweliną w puławach,
przeprosić kilka osób, kilku osobom zaszkodzić,
na wakacje wyjechać w góry. dalej moje horyzonty

nie sięgają. małżeństwo około pięćdziesiątki.
a jeżeli się rozmyślę - kupię jakieś zwierzę.


Popieram zamknięcie nieba

Przyjechała ze Stanów, więc gdy z lekkim akcentem
zacząłem objaśniać, że interfejs jest easy to use
sądziła, że ją podrywam. Skończyliśmy na kawie.
Na kawie się skończyło. Potem wracaliśmy -
jakby wielokrotnie - do tego ciemnego pomieszczenia
na 34 piętrze, gdzie ludzie są dziwnie ubrani
i niektórzy nie mogą mieć gabinetów z powodu
lęku wysokości (przeszklone okna), np. zamiatają,
a misją tych w gabinetach są pieniądze - wracaliśmy
z kawy przez Żabkę okrężną drogą i trafiliśmy 
na kolejkę złożoną z ukraińskich dzieciaków
wylewającą się na Świętokrzyską - byli ubrani
jakby kupowali w Pepco i bardzo radośni, pewni 
swojej młodości, nastoletni Ukraińcy...
Ona chciała już być na górze, ja miałem
tam tylko drobną sprawę do załatwienia, 
więc poszedłem jej na rękę i po kawie nie 
kupiłem hot-dogów (łatwe przejście 
od easy to use) jak obiecywałem (kolejka...), 
może i słusznie, w Stanach mają lepsze, ale wjechaliśmy tam
szybko i słowem nie napomknąłem, że w radosnym tłumie
roześmianych i pryszczatych nastoletnich Ukraińców
widziałem śmierć ojca w oczach jednego z tych dzieciaków.



Maciej Skomorowski – poeta, filozof, dziennikarz, demokrata. I tak jak niczego pomiędzy błogosławionym ciepłem blasku miłości i chłodnym wyrachowaniem nienawiści nie odnajdywał od dekad, tak w pierwszych dniach listopada 2023, kiedy nadal przebywa w ukochanej Warszawie - próbuje zaproponować sferze publicznej kilka nowych określeń szarej, zupełnie pośredniej i centralnej strefy egzystencji, w której z większym jeszcze niż w znanych jego dawniejszych eksklamacjach o szczęściu człowieka odnajduje szczęścia esencję i racjonalny ład świata, oferując tę perspektywę jako możliwą do podzielenia, uniwersalną i inkluzywną z założenia, a jednak naznaczoną ostatecznie oryginalnością ciała własnego, które dotyka strun, rzeczy, źródeł światła, czułych punktów innych ciał ożywionych, zdolnych do inteligentnych zachowań werbalnych i odwzajemniania szorstkości dłoni, którą podaje-(ę).

bottom of page