top of page

Louise Glück – sześć wierszy


Dzika jabłoń


To nie jest księżyc, mówię ci.
To te kwiaty
rozjaśniają ogród.
Nie znoszę ich.
Nie znoszę ich tak samo jak seksu,
jak ust mężczyzny
duszących moje usta, mężczyzny
nade mną
i tych mimowolnych łez,
głębokiego poniżenia
w istocie związku –
Dziś wieczorem mam w głowie
i słyszę to pytanie i gotową już odpowiedź
scaloną w jednym dźwięku
coraz głośniej i głośniej
rozdzieloną na platońskie połowy
zmęczone animozje. Widzisz to?
Daliśmy się oszukać.
A zapach dzikiej jabłoni
snuje się przez okno.
Jak mogę tak leżeć?
Jak mam być beztroska
gdy w świecie panuje
ta ohydna woń.


Monolog o dziewiątej rano

„Wcale nie jest łatwo, o ten nastrój
Do tego cantabile. Pożycie
Z nim było gorączką od początku.
Od szesnastu lat. Przez szesnaście lat siedziałam
I czekałam, aż się polepszy. Śmiechu warte.
Pomyśl, jak tylko śniłam, żeby odpłynąć w niebyt
Albo, aż on znów się zakocha, i zacznie wylewać swe pomyje
Na kogoś innego. Chyba tak właśnie jest.
Myślę, że poczułam nieobecność, gdy dziś zostawił swoje sadzone
Jajko, co gapi się, niczym stygnące oko; i nie tknął grzanki.


Ostatnia posługa

Ciemność jaśnieje, pomyśl, za twego życia.
Jesteś tu – osłonięty czystą korą, spływasz
przez splątane szuwary, pola otulone bawełną.
Jesteś wolny. Rzeka pachnie liliami,
widać zarośla, pędy, młode palmy. I teraz
cały przestrach zanika: światło
obdarza cię troską, czujesz przychylność fal
gdy rozpościerasz ramiona tuż nad wodą; Przekręcony
jest już klucz miłości. Wytęż swe siły –
to jest święty Nil, słońce tak mocno lśni,
gdziekolwiek się udasz czeka cię pomyślność.


Wiersz o miłości


Zawsze można do czegoś wykorzystać ból.
Twoja matka dzierga.
Szalik za szalikiem, jakaś inna czerwień.
Robione na Święta; było ci w nich ciepło
gdy kolejny raz wychodziła za maż, mając cię
przy sobie. Jak to mogło działać,
gdy przez wszystkie lata zachowała owdowiałe serce
tak jakby ten martwy miał wrócić.
Nic dziwnego, że jesteś jaki jesteś,
wystraszony krwią, a twoje kobiety,
jak jedna po drugiej, szklane ściany.


W matni


Powiedziałam, „Słuchaj, aniele, daj mi już skończyć z tym”
Powiedziałam, „Uwolnij mnie od tego świństwa, tej codziennej dawki
Przemocy przy owsiance, przemocy
Przy wódce z sokiem pomidorowym nocą
Od twoich billets doux złożonych pośród kiczowatych bibelotów.”
Zostałam tylko po to, żeby ci oddać, tego pomroku
Doglądałam jego anemię i zmywałam gary
Przez cztery miesiące – brutalne bez umiaru
Typowe narzeczeństwo. Ależ, mój drogi, mój drogi,
Gdy teraz śnię o twoich włosach i zarysie dłoni
To właśnie, obrazu tej matni
Mi brak. Jak w szachach. Rozum kontra Rozum.


Klacz


Co takiego daje ci klacz
Czego ja nie mogę ci dać?
Patrzę na ciebie kiedy jesteś sam,
Kiedy cwałujesz w pole za mleczarnią,
Twoje dłonie ukryte na karku klaczy
Ciemnej grzywie.
Nagle rozumiem twój powód milczenia:
Pogardę, nienawiść do mnie i małżeństwa. A jednak
Pragniesz mego dotyku; przywołujesz
Tak jak robią to ptaki, ale kiedy przyglądam się tobie widzę, że
Nie ma dzieci w twoim ciele.
Więc co tam jest?
Chyba nic. Myślę. Tylko pośpiech.
By umrzeć nim ja umrę.
We śnie, widziałam cię jadącego konno
Przez wyschnięte pola, a potem
Zsiadłeś: i szliście razem blisko;
W mroku, nie tworzyliście cieni.
Czułam jednak, że podchodzą do mnie
Skoro nocą chodzą wszędzie
Mają swoje prawa.
Spójrz na mnie. Myślisz, że czegoś nie rozumiem?
Czym jest to zwierzę
Jeśli nie drogą rozstania z tym życiem?

przełożył Jerzy Bartonezz






Louise Glück (1943-2023) – amerykańska poetka i eseistka, laureatka literackiej Nagrody Nobla w 2020 roku. Dokonując porównań z innymi pisarzami, Noblowska Akademia podkreśliła, że Louise Glück przypominała XIX-wieczną amerykańską poetkę Emily Dickinson w jej „surowości i niechęci do przyjęcia prostych zasad wiary”. W ciągu swojego życia Louise Glück opublikowała łącznie 12 zbiorów poezji i esejów.
bottom of page