Langston Hughes – trzy wiersze
- Miroslaw Drabczyk
- 27 gru 2024
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 gru 2024
Ballada o Gin Mary
Wzięli mnie wozem do sądu,
Sędzia już siedział na sali.
Wszyscy ludzie dookoła
Krzywo mi się przyglądali.
Sędzia Pierce powiedział, Mary,
Do Mary Jane, Stary Sędzia,
Znowu cię muszę oglądać,
Nie będę tu tyle siedział.
O, Boziu! Boziu, kochana!
O, Boziu, kochana nad życie!
Chyba mi Sędzia, Pan Sędzia,
Nie zrobi nic złego za picie.
Martwię się, boś pijanica –
Odparł Sędzia – Szkoda życia.
Spędzisz rok i sześć miesięcy
Bez lenistwa i bez picia.
– Rok i sześć miesięcy w pace!
Tyle miesięcy pod kluczem!
Nie zjedzą mnie w pace, ale
Gardła ginem nie przepłuczę.
O, panie Sędzio, miej litość!
Proszę, tylko nie do kicia!
– Cisza, rok i sześć miesięcy
Bez lenistwa i bez picia.
Krzyż
Moim ojcem był biały człowiek,
Zaś moja matka była czarna.
Jeśli kiedyś przekląłem białego ojca,
To cofam przekleństwa od zaraz.
Jeśli kiedyś przekląłem swoją czarną matkę,
Życząc jej ognia piekielnego,
To teraz żałuję, że jej złorzeczyłem,
I życzę wszystkiego dobrego.
Mój ojciec umarł w pięknym, dużym domu.
A mama w chałupie tak marnej,
Że pytam sam siebie, gdzie legniesz i zemrzesz
O skórze ni białej, ni czarnej?
Murzyńska Matka
Dzieci, do was dziś przychodzę
Opowiedzieć wam o długiej, mrocznej drodze,
Jak się przebijałam, jakie rzeczy zniosłam,
Żeby moja rasa przeżyła i rosła.
Przypatrzcie się twarzy – czarnej jak mrok nocy –
Rozjaśnia ją słońce: miłość pełna mocy.
Mnie trzysta lat temu rodzicom ukradli,
W Afryce na piasku gonili, dopadli.
Ja, czarna dziewczyna, przez wielki ocean
Z ziarenkiem wolności pod sercem płynęłam.
Ja, czarna kobieta, zniosłam z pola pełno
Worków z kukurydzą i koszy z bawełną.
Bili mnie, męczyli, swoją niewolnicę.
To była zapłata za moją krwawicę.
Dzieci mi sprzedali, męża też sprzedali,
Grozili, gnębili i nie szanowali.
To trzysta lat temu, pośrodku Południa,
Bóg włożył mi pieśni i modlitwę w usta.
Bóg duszę ugodził marzeniem, jak nożem.
Spełni się przez dzieci, które w sobie noszę.
Ich młodość i wolność, i siła ich głosu –
To dla mnie największa nagroda od losu.
Nie umiałam pisać. Nie umiałam czytać.
Nie miałam nic, spałam niczym nieokryta.
Dolina się czasem zalewała łzami,
A jednak szłam dalej samotnie latami.
Czasem droga była gorąca od słońca,
Ale mi kazali pracować do końca.
Ja, ziarno wolności, musiałam iść dalej
I bez przerwy, żeby wreszcie mogła nadejść.
Żyłam tym marzeniem, nic go nie zdusiło.
Bo w Murzyńskiej Matce zbyt głęboko tkwiło.
Tylko jedno mogłam – wierzyć całą duszą,
Że się dzięki moim wnukom spełnić muszą.
Czarne dzieci, pot mój, ból i rozpacz czarną,
Zapiszcie gdzieś, żeby nie były na darmo.
Opiszcie te lata tak ciężkie od smutku.
Pochodnię z nich zróbcie ku lepszemu jutru
I drogę do światła z tej mrocznej przełęczy,
Na której mnie biały pan gonił i dręczył.
Podnieście mój sztandar z prochu, stańcie wokół,
Jako wolni ludzie u mojego boku.
Wierzcie i nikomu stłamsić się nie dajcie.
O pręgach na plecach zawsze pamiętajcie,
O tych, którzy kładli – słowem głodem biciem –
Wam kłody pod nogi, niszczyli wam życie.
Idźcie dalej razem, łamiąc kraty, każdy
Z was niech z wiarą patrzy na słońce i gwiazdy.
Moje czarne dzieci, moje sny i modły
Będą pchały was na coraz wyższe schody,
Póki z ręki białych braci z nich nie zleci
Już żadne, najsłabsze z was, murzyńskie dzieci.
przełożył Jacek Świerk
