top of page

Izabela Kawczyńska – trzy wiersze



Czytanie z listu do poety

Bo, siostrzyczko, bólu i strachu nie ma. Nie ma nic po naszej śmierci. 
Dla tych, co umarli ani jednego dowodu, że kiedykolwiek istnieli. 
Piotr Gajda

I powiedziałam: tak chcę, tak!, braciszku,
kiedy chodziłam ciemną doliną,
na ulicach obcych miast o zabawnych nazwach 
Bernburg, Osnabrück, Nürnberg
(Zawsze chciałem mówić w języku Adolfa Hitlera – ktoś powiedział),
w dusznych hotelach niebieskich od dymu ktoś milczał, 
w pościeli tłoczonej w płaskie różyczki – przy każdym ruchu 
drapieżne mordki kwiatów sprawiały wrażenie 
jakby oddychały – wszędzie, nawet w wannie.
Kiedy chodziłam ciemną doliną, 
myślałam o przemielonych kościach 
i spopielonych czaszkach. O ciałach. Morzu koralowym ciał.
Z utęsknieniem czekam na lato, na jego płodną, lepką duszność,
ponieważ przestać znaczy poddać się. Ponieważ moje ciało 
nie produkuje dostatecznej ilości czerwonych krwinek,
wygrzewam się w słońcu jak jaszczurka. A ono, to słońce, 
każdego roku rozpuszcza alpejskie lodowce, 
tutaj mówią o nich „płaczące lodowce”. 
Ubywa ich każdego roku. Kiedyś całkiem znikną.
Nikt z nas tego nie dożyje. Bo słońce, braciszku, 
pali coraz mocniej, aż w końcu spali nas na proch, 
grzeszników i świętych, dziewice i dziwki, 
spali nas wszystkich. I to będzie litość.


Kompatybilność wsteczna

na pamiątkę pierwszej rozmowy Justynie Fruzińskiej

Raz jeszcze twój śmiech jak muzyka sfer,
główna nagroda w programie:
„Żałoba to miłość, z którą nie ma co zrobić”
albo „Gdyby od samego pragnienia śmierci 
umierało się, umarłabym”.
Czas przeszły: byłaś wtedy wdową.
Z ciałem gołębicy, o którym pisał Szymon Apostoł:
w rzeźni miałaś swój początek, kończyłaś się 
w jego oku. A kiedy indziej 
z ciałem pod tytułem „Zburzenie świątyni”: 
trochę światła, rdzy i trochę piękna.

Kiedy chodziłam ciemną doliną, powtarzałam: 
„Który miażdżysz moje serce, Boże w trzech osobach,
mogłabym Cię schować na dnie mojego oka,
gdzie nikt Cię nie znajdzie. 
Twoje są pociągi pełne Żydów, 
Twój Hitler karmiący sarenki i tylko ja 
już nie jestem Twoja”. Ty jedna to zrozumiesz: 
w każdym kolejnym domu mam skrytkę, 
tam chowam umarłych, pośród płyt, 
bibelotów, małych czaszek, kwiatów,
pośród rzeźni i noży, pośród oceanu.


Ultramaryna, sjena palona

Duchowo zaś dzieje się dużo, dużo dobrego, spokój.
(Zauważyłaś, ile ja stosuję nawiasów? O ludzie!)
Michał Murowaniecki

To jednak prawda: człowiek zrobiony jest z wody.
Poprzedni rok okazał się rokiem płaczu,
powiedziała, ale jej słowa też były z wody.
Od dawna nie rozmawia już z Bogiem,
tym od Hiroszimy, KZ Dachau i piżmowych róż.

Że na ulicach Tybetu w akcie samospalenia mnisi płoną,
że zwierzęta krzyczą w drodze do rzeźni, 
w kolejce po swoją porcję cierpienia, 
krzyczą, w następnym ujęciu sztorm, 
małe, nagłe burze, to ma światu za złe. 
 
Dwa razy do roku jeździ w Alpy, 
dźwiga to swoje udręczone serce jak najwyżej się da.
To utrzymuje ją w jakiejś tam równowadze,
to jej przypomina, by dać sobie prawo być takimi, 
jakimi byliśmy zawsze: doskonali, pełni spokoju, 

jak ciepła bryza łagodnie roztapiająca zimny świat.



Izabela Kawczyńska – autorka powieści Balsamiarka (2015), Jej jest ta czerwień (2021) oraz zbiorów wierszy: Luna i pies. Solarna soldateska (2008), Largo (2009), Chłopcy dla Hekate (2014), Linea nigra (2017), Rozarium (2023). Jej wiersze tłumaczono na język francuski, niemiecki, rosyjski, bułgarski, rumuński i angielski. Mieszka w Niemczech. Z pochodzenia łodzianka. Z wykształcenia psycholog kliniczny, z zawodu psychoterapeutka dzieci i młodzieży.
bottom of page