top of page

Ewa Kłobuch – pięć wierszy



miłości

jestem
może tylko stoję zbyt daleko od okna
żebyś mógł mnie dostrzec
ze swojej drogi krzyżowej

skręcisz prosto na łąki
tam skulisz zesztywniałe ramiona
pozwalając by obrosły bodziszkiem chabrami
babką rany wygoisz

tamta kobieta nie będzie czekała
ma coraz mniej czasu
i cierpliwości starczy jej ledwie dla dzieci

nigdy o nią nie zapytam
o innych też nie chcę wiedzieć
w czym były lepsze
czy okna miały jaśniejsze
czy może same wychodziły naprzeciw

słyszysz to ostrzą noże
wstań bedą kosić
wezmę psa i jakoś się znajdziemy
oddzielając źdźbła od drzazg
na jedną stronę ból
na drugą pieszczoty


tej nocy znów będę niekompletna
wróciły nocne moczenia
zgniły wyż
odkłada się grzybem w kącie
gdzie chodzę się wstydzić
za mnie za ciebie

ból jest jak światło
w sekundę siedem razy
okrąża moją planetę

wsiąka w materac
i jęczą sprężyny w rytm pchnięć
nim wytryśnie cały jad
kilka razy zwątpię w człowieczeństwo

nieobojętna na działanie soli
kruszeję pod twardą ręką
tej nocy znów będę niekompletna


latarnik

noszę w sobie przyszłych proroków bezdomnych i domokrążców
czuję ich ciężar
na spojeniu łonowym
co jeśli kości się rozejdą

noszę w sobie strach
wyssą go z moim mlekiem
zostawią puste piersi i ręce
pójdą w świat
sprawiedliwie rozdzielać nasienie

będę nad nimi płakać
będę ich szukać pośród ludzi
w kościołach
i pustostanach
będę wołać po imieniu
a echo będzie mi to imię oddawać
jak pies rzuconą mu piłkę

odda i ciszę
powtórzy ile razy zamilknę
ale ciszy nie zliczysz
jak bezpańskich kotów

noszę na sobie ślady ich pazurów
i sierść
ich wzrok przenikający mrok
a może i światło

co jest pod światłem
nie wiem

może pewność
że ten który czuwa
jest tym który świeci


Szwaczka Milleta

skupienie
wyraźniejsze nawet od bieli kołnierzyka

i ten wymuszony bezruch
gdy akurat prowadzisz igłę
zgrabnymi ruchami wprawionych rąk

cerujesz
by napełnić brzuch
głód dotkliwszy jest
od braku zbytków

niepotrzebne ci one
tylko praca

spokój i chleb
biednemu wystarczy
miejsce by złożyć głowę
monotonia
ruchów i dni

światło pada ci na ręce
nie ma go w oczach

czerwony sznurek
na którym wiszą nożyczki
jest jak wykrzyknik
w tej pozornej ciszy
tonowanej doborem barw

śledzisz drogę
którą pokonując
nitka łata twój trud
jakby dziury nie było

jakby malarz podłożył dobrą sztukę
i tylko zmęczenie
wydaje się być prawdziwe


śmierć Marii

purpurowy płaszcz płowieje w słońcu
i tak -
jest mi wstyd za wszystkie słabości
Golgota na którą sama znosiłam kamienie
z półką skalną
by odpocząć
po dniu a przed nocą
myśli spadają w otwarte dłonie
są brudne
usta pełne skarg
a ty rokrocznie powtarzasz drogę i ból
zmieniają się tylko krzyże
coraz cięższe
mimo to pozwalasz się prowadzić
za ostatni próg
więcej nie uniesiesz








Ewa Kłobuch (ur. 1982) – mieszka we wsi Turza w gminie Ostrzeszów. Zawodowo zajmuje się opieką nad osobami starszymi i niepełnosprawnymi. Pisze wiersze (rzadziej opowiadania), które publikowane były pod szyldami "Nowych myśli", "Bezkresu", "Akantu", "Pisarzy pl" oraz w kilku almanachach.

bottom of page