Kiedy umiera w domu człowiek – obcy w cieniu czeka.
Tuż za głowami bliskich, i nawet gdy
wybucha płacz, gdy wszyscy
zaczynają biegać, krzątać się – on
nie ujawnia się: przybysz z krainy
dobrych fal, przezroczystych wydm. A z nim
jakiś okręt, ognisty żaglowiec
zawieszony nad dachem jak przepiękny dzień.
Ale tutaj nie, nikt nie zauważa:
jak wychodzi z cienia, jak rozchyla
firanki i obraca się – dziecko,
znane też pacjentom z dna klinicznych
jezior; śpiące pod łóżkami, tkwiące w korytarzach.
W pustce burzy – przed błyskiem pioruna. W pożarowych
łunach migających na wieczornym niebie. Może
w oczach saren, kiedy płoszą się. Tak więc
dusza – jeszcze nieświadoma – widzi go
i wie. Pierwszy krok: zapomnieć. Drugi:
wcielić się. Po prostu wejść z nim
w drzewa jak w głęboki sen.
Symfonia pieśni żałosnych
Ktoś, kto tego nie przeżył nigdy nie zrozumie
czym jest żałoba w pustym, czarnym domu.
200 metrów martwej przestrzeni, można biegać
schodami z dołu do góry i z góry na dół;
z ciemności spoglądać w okna. Wiem,
że to dziwne, ale samotność
może być najbliższą z ludzkich twarzy
– tą właśnie, którą tak bardzo,
tak mocno kochałeś. We wszystkich snach
pustynia (bo kiedy wieczorami
będziesz się modlić o śmierć, w snach
nie zobaczysz nic oprócz pustyni).
A gdy pewnego dnia w takim domu
rozlegnie się skrzypienie mebli schodów,
nie pozwól tym dziwnym odgłosom
rozprzestrzenić się na schody życia.
Albo inaczej: jeżeli twój płacz
nie pozwoli komuś odejść, ten ktoś
przyjdzie i poprzez szaleństwo
nie pozwoli zostać tobie.
Wszyscy jesteśmy Chrystusami
Dla Wiktora Łuczaka
zagubione drogi
spotkały się w kulawej nodze
Chrystusa co rzucił picie
i migocze jak pokój terapeuty
na tle kosmicznych
obłoków
teraz już wiem: problem
nie zatrzyma się w butelce
blancie
kresce
ruletce problem
nie zatrzyma się w ścianie choćby nawet
była to ściana błagania owszem
próbowałem ale umarłem
umarłem
i oto ja
zmartwychwstaniec
ogłaszam:
sam nie przebiję fasady głód
przeleci przez wszystkie gniazda kruków
bary
parki
kasyna nie
zasypiając nigdy nie zasypiając więc
my aniele stróżu również nie
zasypiajmy w tym ciemnym kącie
roku który właśnie mija czy widzisz
moją zdrowiejącą twarz?
w tych bruzdach zagubił się świat
niedokończony odnajdziemy go
mocno w to wierzę dlatego krocz
proszę krocz rzekami powtarzanych
bez końca wracających twarzy
odpływają lata
wciąż tutaj jesteś
leczysz rozmawiasz
patrząc
jak pięknie
twarze nagle potrafią
ożywać
i ktoś tam zdrowieje na stałe
ktoś wraca do dzieci ktoś
ze szczęścia płacze
ach
drogi W
tyle bolało
tyle soliło
na ranę co
rozdeszczo-
na
synapsach
neuronach
– w anieli-nadzieję
Wszyscy jesteśmy Chrystusami 2
Janowi
zagubione drogi
spotkały się w kulawej nodze
Chrystusa co rzucił picie
i migocze jak lampka kogucik
na zdrowiejącej głowie
o czym dziś rano zapieje kogucik?
poczułem wczoraj ogromną złość
chociaż miałem wybór
mogłem wybrać radość luz pogodę
ale wybrałem wybrałem
złość
moment
kiedy widzimy sytuację
AKCJA REAKCJA
ta chwila pomiędzy
myśl
i jej kierunek –
a może by zamienić to niewidzialne piwo na coś
co naprawdę kochasz?
o
lustrzaninie
o
lustrzaninie
odpuść temu
który oszukiwał
odpuść temu
który zburzył dom
innego siebie znajdziesz za mgłą
poznasz go
po jego pokorze
podaj mu rękę
prawda:
bez drugiego człowieka
choćbyśmy pękli
sobie nie poradzimy
jesteśmy na wojnie
którą trzeba pokochać
żeby nie oszaleć
od bezustannego walczenia
warczenia
prawda:
nie zawsze jest tak
jak chcemy
nie zawsze jest źle
jeżeli tak jest
rzeczy dziś nie są po twojej stronie
ale po twojej stronie jestem ja
gdy się wspinamy i wspinamy spójrz
widok z góry jest coraz szerszy
piękniejszy
prawda:
w innych również są miejsca
w których świat się otwiera
na przykład: wykonujesz na pianinie Metamorphosis
Philipa Glassa tak
że potem sam uczę się grać
jesień
oczy zachodzą godzinami
co patrzą i patrzą w martwy punkt (najgorsze
co mogą robić) – są
w ludziach inne wyjścia
zawsze tam były (księgi otwarte
w pędzącym pociągu) wiatr
ugina jabłonie i boże
owoce w nas
dojrzewają jeszcze
jedźmy
jedźmy
Nowe miasto
Powiedziałeś: Pojadę do innej ziemi, nad morze inne.
Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce.
Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia
i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce.
Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia.
Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę,
ruiny mego życia czarne
widzę […]
Jakieś swoje życie roztrwonił
w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.
Konstandinos Kawafis Miasto, tłum. Zygmunt Kubiak
Wyjęci z czasu staliśmy się duszami
dzieci, które dawno temu, w lesie
zagubiły się. Dzisiaj na terapii
dla nałogowców, nierozłączni
śmiejemy się przy ognisku: Sowa
Rewolwer, Joanna Disco, Jazz
Małgorzata, Raymond Dobroduszny,
Maja Katarynka i Copone Łasuch
jak w pierwszej klasie podstawówki,
w nowym domu, w nowym kraju,
na ulicach nowych – trzeba nam
zapamiętać ich układ, nauczyć się
samemu chodzić zdrowymi mostami. Oto
pierwsze fundamenty, tu drugie: już, już
w rzeczywistości. Niczym synapsy w głowie
lub podniebne miasto – dopóki trzeźwość trwa.
Mija lato. Jak zwykle, dziewięć na dziesięciu
pacjentów wraca do nałogu i nie ma na to
żadnej cudownej tabletki, jedynie świadomość,
że naprawdę, naprawdę chcesz – cokolwiek
może. Potem przez lata pilnować. Pilnować.
Wtedy realnie ci się powiedzie. A jeśli po drodze
– nie daj Bóg – zbłądzić ci się zdarzy, już wiesz,
na której chmurze jest miasto z zegarem i wieżą.
Z zabandażowaną głową
Od kiedy biorę antydepresanty, jedynie w snach
pękają we mnie oceany. Po prostu
płaczę
na widok rzeczy, przy których na jawie
nie zadrżałaby mi nawet powieka. Podświadomość:
miejsce, gdzie gromadzi się przytłumione. Muzeum
rzeczy wypartych, w którym nagle budzę się sam,
w środku nocy, rycząc do trumiennych portretów
jak czubek albo zalewam się krwią jakbym się pocił (wszystko
przez te pocenie i lęk, lęk i pocenie). Od kiedy biorę
antydepresanty, dni mijają jak zaszyte
w higienicznej wacie, którą przykładam
do rany. Wiem, nadejdzie dzień,
kiedy zrzucę bandaże, odstawię
odstawię – ale najpierw:
1. Odzyskać rodzinę.
2. Pospłacać długi
(ze stu tysięcy zostało mi pięć).
3. Wytrzymać w trzeźwości tak długo, aż zmienię
stare nawyki, codzienność, życie.
Siła chmur
od kiedy żyję jeszcze nie widziałem
żeby tak się zachowywały chmury
tam nad dachem wieżowca
w którym pracują terapeuci uzależnień
właśnie Joanna
(alkoholiczka lat 23)
otworzyła się w końcu przed grupą
wyrzucając z siebie mnóstwo ciemnej energii
Piotr (narkoman lat 40)
poszedł za ciosem i urządził taką spowiedź
że popłakał się nawet zatwardziały Zbych (hazardzista lat 58)
tymczasem za oknem
kilka chmur
zamiast płynąć
jak inne
z wiatrem na północ
stają tworzą koło
i łączą się w wielki
cumulus-serculus
rozmawiamy nasze słowa
odbiją się w podniebnych lustrach
podniebne lustra oczyszczają świat
świat oddycha na nowo
od kiedy żyję jeszcze nie widziałem
żeby tak się zachowywały chmury
tam nad dachem wieżowca
w którym pracują terapeuci uzależnień
w dole przechodnie
pokazują obłoki
wieczorem wrzucą na youtube film:
„nadprzyrodzone zjawisko pogodowe nad ulicą Monte Cassino”
nie wiedzą pojęcia nie mają
że tu na oddziale
od lat działa krąg bardzo silnych mocy
drogi otwierają się w ludziach jak powietrzne oceany
ich przestrzenie zmieniają się w oczach i to są cuda
Jan Bukowski odzyskuje trzeźwe spojrzenie
czterdzieści pięć stopni
spędzam ten dzień w wodzie
twarzą ku niebu kilometr
od linii brzegowej
pode mną stara
zimna dusza jeziora
głęboki
natrętny głos
znany mi od dzieciństwa
wyżej nowa
dusza światła
spokój
medytacja
dopiero teraz
po latach
widzę przez oczyszczone oczy
jak szeroko światło
wstępuje w szeroką wodę
trochę przeze mnie
trochę obok
jakby czas
ściął głowę
słonecznego olbrzyma
a do szyi
przyszył moją
schorowaną łepetynę
znowu patrzę
na świat jasno
Dominik Żyburtowicz (ur. 1983) – poeta. Wydał sześć tomów wierszy: Żaglowce (2015), Spaceboy (2017) oraz Klucze uniwersalne (2019), Remedorium (2019), Przez sen i gwiazdę (2021), Terapia Jana Bukowskiego. 37 wierszy o trzeźwieniu (2022). Publikował w „Odrze”, „Twórczości”, „Kwartalniku Artystycznym”. Tłumaczony na język angielski, hiszpański, ukraiński, włoski. Obecnie jeździ ciężarówką po Europie (kanał na YouTube: „Hermes, pies i ciężarówka”).