młodą kobietę, która przekracza Río Grande z dwójką swoich dzieci.
Jeśli podniesie się woda, będzie to szczęście tych, którzy
przejdą.
Rzeka przypomina mi przejście:
wiatr, który wieje, macierz, która zapewnia pożywienie.
Tam, gdzie jest przejście, tam będzie też wieczne szczęście.
Mimo że teraz go nie ma, będziemy kształtować je aż do siódmego pokolenia.
Tam, gdzie jest przejście, umiera granica.
Europejscy mężczyźni ograniczyli nas binarnością:
mężczyzna/kobieta
dobro/zło
białe/czarne
czyste/brudne
chrześcijańskie/nieczyste
indiańskie/kolonizatorskie
Dalej, poza granicą, istnieje las
taki, jak na starych pocztówkach: ulistnione drzewa, kanadyjskie
liście grzebiące irokeskie osady tam, gdzie ziemia jest niema,
gdzie ponad zaokrąglonymi baldachimami słyszy się orkiestry,
a stopy to nic innego jak pnącza, korzenie, które przecinają to, co liściaste.
Rozpoznaję tajgę i rdzeń.
Na przelewie wody są kojoty o żółtych plecach,
pustułki i rudziki, które nie wiedzą też, co
oznacza granica.
W tym przecięciu się owadów, skala wymieszana z saletrą
zgaduje, że kilka czerwonych śladów to tropy winnebago.
Przywołałam trickstera:
być może te białe dłonie pływały dalej niż krańce.
Stary Walt ukazuje mi się ze swoją kwitnącą brodą, jakby dzwoniły
w jego ustach nasiona języków, które umarły
(w angielskich rękach).
Jest taka metafora Emersona, która pochłania
tę chwilę pełności:
Widziałem przekracza moje ciała w szklanym oku. Kontemplowałem materię,
to, co życie mi oferuje
i jego odwrót.
Czy jestem poetą, którego szukają? Czy mógłbym być Bogiem,
Synem Bożym,
Człowiekiem?
Mogłabym być matką Ich wszystkich?
albo czy są inne oczy, rozrzucone po kontynentach?
Woda wlewa się we mnie jak zapożyczenie pomiędzy różnymi cywilizacjami.
Biała, amerindianka czy trickster, zostawiam ze sobą wszelką nomenklaturę.
Spójrz jak rzeka przebiera się za berdache.
Smutne, jakże smutne
było dorastać na jałowych europejskich pustyniach.
Jeśli zanurzę się tutaj, dam swoją rękę wujaszkowi Waltowi i w naszych dwóch przezroczystych
sferach pomylą nas z włóknem mchu,
z niepoznaną częścią lasu.
Jak ważne jest praktykowanie ptasiej ciszy.
Young spartans exercising
Było nas dziewięciu
- skłonnych, na ziemi
by dać się jedni
drugim.
Nie chodziliśmy nago
ani nasze piersi nie były ofiarą.
Nie nauczyłem się.
Nie wiedziałem, jak zatrzymać
to, co było moje i
ładne.
Było słońce.
Było to w słońcu sierpnia,
w którym przeleciał ptak i jego pieśń była
tym, co jeszcze możesz zobaczyć
- jego procą.
Istnieć
i nie istnieć i już
nie cierpieć
samotności samej w sobie.
Ciało tamtego młodzieńca
-który już nie, nie skakał-
lśniące nad Spartą.
[Degas]
przełożył Krzysztof Katkowski
Aitana Monzón (ur. 2000) – studiuje anglistykę na Uniwersytecie w Saragossie. Jako prelegentka brała udział w sympozjach poświęconych literaturze i opublikowała zbiory poezji Dormir à la belle étoile (Amarante) i La civilización no era esto (IV Premio ESPASAesPOESÍA). Jej teksty pojawiają się w międzynarodowych/narodowych czasopismach i antologiach, takich jak “Casapaís”, “Zenda”, “Traslapuente” i “El coloquio de los perros”. Obecnie prowadzi badania nad poetyką palimpsestową i ekopoezją.