W odległości kilkudziesięciu metrów od brzegu widać
dno.
Jezioro przypomina morze.
Znajduje się w dorzeczu ryftowym i ma podobną budowę
jak Morze Martwe. Na dnie znaleziono wiele fragmentów
meteorytów i niewytłumaczalne układy pułapek.
Podobno wody jeziora zawierają szkatułkę Pandory
i magiczny kryształ Kali-We.
Nazwane Świętym Morzem przez Buriatów.
Największą wyspą na jeziorze jest Orchon.
Miejscowi wierzą, że odwiedził ją Jezus
i wielu kapłanów błogosławiło północne brzegi.
Wracam tu często, choć tylko w marzeniach.
Na razie musi to wystarczyć.
Hydranty
Teraz kiedy dużo wiemy i prawie nic nas nie rusza.
Może takie elektrony od atomów wodoru strzelające
do atomu tlenu. Może takie atomy wodoru,
co niosą ładunek dodatni, z atomami tlenu
o ładunku ujemnym. Z rachunek ujemnym
utworzonym w biegu.
Z łatwością wchodzimy w związki paranormalne.
Zbyt pochopnie, nagle, uderzająco i telepatycznie,
przyciągamy się.
Cząstka goni cząstkę.
Na razie
na straconej pozycji rozluźniamy zbroje
polerując powietrze w przedziale wagonu
odpinając pasy pozornego światła
jeszcze jednej chwili nasyconej fenolem
i nic nad poziom słowa i nic nad pozycję,
którą wyznaczamy – przy szybach –
może nawet głębiej – drapiemy się po nosie
chmury kępkami skaczą po koronach
na razie jesteśmy przed czasem
na razie mamy to w głosie
Robiłeś zdjęcia ptakom
mówiliśmy różnymi językami
a i tak coś nas przyciągało
ta inność w identyczności
kołysała ciepło
uczuleni na chłód
prosto z ulicy wchodziliśmy w morze
morze przypadku obiecywało co nieco
morze dni – jakieś uniki
nikt nie zdradzał myśli
nie ruszył niczym wiatr w podróż
podwodną – żadną
a i tak coś się wymknęło
coś co się wciąż wymyka – wypiętrza
w innej linii czasowej
odrywa od matrycy
pęka i uczłowiecza
coś co skrzypi drzwiami
upuszcza szklankę
dzwoni w uchu po czwartej
i nie ma pytań do drzewa
ani innych ptaków
to co gra ponad ciszą
i we wszystkim ma władzę
Jednokierunkowa
zelówki deszczu wrastają w dno tankowca
komunikacja między wejściem a promenadą rozmyła się
mur z papieru pod którym trzeba swoje odstać widać z kosmosu
chińska kaligrafia przechodzi sama siebie połknęła węża i syczy w ciemno
prześwietla noc buszując przy ziemi odsuwa jak najdalej czarne rzeki
setki kilometrów nad nami robi się jasno
mam wrażenie że tam już można przedostać się i wskoczyć w kamień
a potem długo długo iść i
niebo brać jak własne pod płaszcz
i nawijać
przez bluszcz mikroprocesorów
i grzechoczące ścieżki tęczówek
wejść w skórę drzewa i posłuchać o czym papla
być bliżej
bliższym niczym sarna trawie
patrząc tylko na tą wierną zieleń
Nie wybacza się takiego lata
może wybacza się późną wiosnę kilka stopni mniej w czerwcu
trepanację gleb i bezczelne korczowanie drewienek
przesiąkanie światłą przez wielowarstwową skorupę
i nieznośną zaborczość lepkich czułek
można wybacza się pająkom chwilowe zasiedlenie kątów
i drzewom chybotliwym słabość zakręconych liści
ciągłe czekanie, siąpienie, cielesne zaćmienia
uzurpujące sobie prawo do stałego dostępu
może wybacza się brak prądu i parasola,
gdy biegliśmy z duszą na ramieniu i nadzieją, że jutro
jednym tchem uratujemy przedświat afrykańskiej biedronki
może te dni, których już nie odmienimy, te noce,
których się nie da przespać, kiedy rzucaliśmy się jak pchły
stanowią jakiś grunt, by uratować cherlawe słońce
może chłód od morza, chłód od morza, co się z nas
naśmiewał, jakimś cudem wyssie ciemność słońcu,
krążąc bez ustanku, wszędzie, byle gdzie, nagminnie.
Wiersz pisany nocą
ten wiersz jest niewyspany
ten wiersz jest o nas
ten który ci nic nie powie
ten wiersz nic nie powiedział
ten wiersz śpiewa o miłości
ten wiersz rozkłada miłość
ten wiersz dzień i śmiech
ten wiersz jak woda i wino
ten wiersz nikogo nie zdradził
ten wiersz nikogo nie pocałował
ten wiersz powstał z martwych
ten wiersz pójdzie do mnie
Agata Litwin (ur. 1976) – autorka książek: Bezsenność sekundnika (2016), Przestrzeń heretyków (2019), W dolinie Sanu – Haiku (2019), Za Słońcem (2021), Noc dromaderów (2021). Publikowała w pismach artystyczno-literackich oraz w prasie elektronicznej.